Duchowe pielgrzymowanie Duchowość

MEDYTACJA DZIEŃ SZÓSTY 2 SIERPNIA 2023 (środa)

Kościół w konfesjonale

Kolejny dzień na szlaku. Może właśnie teraz przeżywasz kryzys? Może myślami już jesteś w domu na wygodnym łóżku? Nie idź za tymi myślami. Wytrzymaj do końca. A może dobrze spędzasz czas na spacerze do Częstochowy, rozmawiasz z wieloma ludźmi, ale jeszcze nie spotkałeś się z Chrystusem? Nie bój się ciszy, wejdź w osobiste spotkanie z Nim. Poproś w prostocie serca o dar modlitwy, wykorzystaj czas, który Bóg ci dał, nie zaprzepaszczaj szansy na powrót do Niego. Za chwilę usłyszysz, jakimi słowami wita się syn z ojcem, marnotrawny z miłosiernym.

„A syn rzekł do niego: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem».”

Najdłuższa droga, jaką człowiek musi nieraz przebyć, to droga od umysłu do serca. Czasem chcielibyśmy zmienić coś w swoim życiu, ale niekoniecznie wiemy, jak się za to zabrać. Może w teorii zdajemy sobie sprawę, że coś jest nie tak, że to nasze funkcjonowanie nie wygląda najlepiej. Marnotrawny syn odbył podróż nie tylko fizyczną, ale także podróż w sobie samym, wędrówkę głęboko duchową. Stało się to wtedy, kiedy rozpoczął refleksję nad tym, co się dzieje, kiedy stał się otwarty na Bożą obecność ogarniającą całą ziemię. Nie jest to wcale takie łatwe usłyszeć subtelny szept Boga w swoim sercu. Nieraz wydaje się nam, że jesteśmy w stanie sami o własnych siłach powstać z upadku. Łudzimy się, że nikogo nie potrzebujemy, że sami podniesiemy się z ziemi, na której leżymy może już wiele lat. Nie wystarczy wiedzieć, jak postępować, aby błyskawicznie wdrożyć to w swój schemat działania. 

Zagubiony syn ukazuje nam przykład, jak mogłaby wyglądać spowiedź. Potrzebujemy wysiłku modlitwy, która wznosi nasz umysł, oczy i serce w stronę nieba. Potrzebujemy o Bogu sobie przypomnieć, do Niego zawołać, Jego poprosić o ratunek. Pamiętam swoje nawrócenie. Było to około 13 lat temu, kiedy nie dawałem sobie rady ze swoim życiem. Zagubiony w świecie, zrozpaczony w życiu, skryty przed bliskimi, załamany psychicznie. Otrzymałem natchnienie, które podpowiedziało mi: „Jesteś chrześcijaninem… Chodzisz do Kościoła, pamiętasz? Próbowałeś rozwiązać swoje problemy sam, ale bezskutecznie. Może spróbuj ze mną. Daj mi szansę i mnie zawołaj!” Nawet w tym momencie, kiedy o tym piszę, czuję dreszcze na swojej skórze, ponieważ ciało i serce mocno pamięta tamto wydarzenie sprzed 13 lat. Działo się to w moim własnym pokoju, w domu rodzinnym, za zamkniętymi drzwiami. Zawołałem: „Boże ratuj mnie, pomóż mi, bo sobie nie radzę!” Nigdy, kompletnie nigdy, nie czułem się tak kochany jak wtedy. Olbrzymia Miłość ogarnęła mnie całego, a łzy zaczęły spływać po policzkach zupełnie niekontrolowanie. Zatapiałem się w tej niezwykłej chwili, czerpiąc z niej niewypowiedzianą radość i szczęście z tego, że Bóg mnie nadal kocha, że mi przebacza, że mnie chce, że nadal jestem Jego najdroższym synem. Na przemian czułem w sobie radość i wdzięczność. Nie miałem wątpliwości, że Bóg jest ze mną, że mi właśnie udowadnia, jak mnie kocha, że mnie nie przekreśla, że Jego Miłość jest najlepszym lekarstwem na mój grzech.

Poproś Boga o to, aby dotknął twojego serca, nie bój się odsłonić przed Nim własnego serca. W chwili ciszy spróbuj wczuć się w marnotrawnego syna i zawołaj do Boga, tak jak potrafisz…

Niedługo potem moje życie zaczęło się zmieniać diametralnie. Już nie chodziłem do Kościoła z przymusu czy ze zwyczaju. Zacząłem szukać Boga. Namiastka Jego mocy uświadomiła mi, że nikt ani nic poza Nim nie może stanowić o sensie mojego życia. Spowiedź generalna, jaką postanowiłem odbyć, uwolniła mnie z grzechów, które mnie przytłaczały. Modlitwa codzienna była już nie zwyczajowym paciorkiem, ale rozmową z przyjacielem wśród radości i smutków. Mogłem być szczery jak kochające dziecko przy najlepszym Ojcu. Wiele zawdzięczam Matce Bożej, której codziennie zawierzałem swoje życie poprzez modlitwę różańcową. Niedługo potem poczułem powołanie kapłańskie, a jeszcze później powołanie zakonne. Nie sposób wytłumaczyć innym doświadczeń duchowych, osobistych spotkań z Bogiem, który zamiast karać, wychodzi nam naprzeciw i przebacza zupełnie za darmo. Jezus dla nas zrobił tak wiele, oddał życie za każdego z nas, za mnie osobiście. Czy jestem w stanie odpowiedzieć jakoś na tę Miłość? Czy zechcę odbyć podróż do własnego serca, aby tam odnaleźć czekającego na mnie Ojca? On na mnie czeka również w konfesjonale, aby tam sakramentalnie zmazać zło, które jest jak kajdany na duszy uniemożliwiające uśmiech i szczęście. Bóg pragnie naszej wolności i naszego szczęścia. To dlatego mamy sakrament spowiedzi. Od tamtej pory, gdy wracam do konfesjonału, nie zwracam aż tyle uwagi na to, jaki jest kapłan. Idę spotkać się z Jezusem, który działa poprzez niego. Jego dotyk leczy, obecność przemienia, miłość uskrzydla.

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu…