Duchowe pielgrzymowanie Duchowość PPAG 2024
Duchowe pielgrzymowanie Duchowość PPAG 2024
Dzień szósty
Droga codzienności – Nazaret
Witaj Pielgrzymie. Pamiętasz coś z dzisiejszego poranka?
Coś przykuło Twoją uwagę? A może zatrzymało na moment?
Każdego ranka budzę się wraz ze wschodem słońca, prze-
ciągam się leniwie i wstaję z łóżka, by rozpocząć kolejny dzień.
Śniadanie, praca, krótka przerwa na obiad, a potem znów praca aż
do zmierzchu. Wieczorem zmęczony i znużony siadam przy ko-
minku, patrząc w ogień i myślę o kolejnych zadaniach, które cze-
kają na mnie następnego dnia.
W codziennym pędzie często nie mam szansy ani czasu,
aby odpowiednio ocenić to, co już mam, a tym bardziej, aby szcze-
rze wyrazić wdzięczność za to, co udało mi się w życiu osiągnąć.
Na co czekam w życiu?
Na co wczoraj było za wcześnie?
Na co teraz mam czas?
Na co jutro będzie za późno?
Daj sobie czas, żeby się zastanowić. Nie odpowiadaj od ra-
zu. Na co czekasz w życiu? Jak myślisz, na co wczoraj było za
wcześnie? Na co teraz masz czas? Uwaga. Skup się. Na co jutro
będzie za późno?
Pozwól, że dziś posłużę się obrazami i przypowieściami.
Jestem przekonany, że warto puścić wodze wyobraźni i pozwolić
sobie na myślenie w kontekstach. Na refleksję obrazową i metafo-
ryczną. Uczciwie uprzedzam – merytoryki będzie mniej… dlatego
przede wszystkim otwórz swoją duszę. Wsłuchaj się w dzisiejsze
myśli sercem.
Najpierw odniosę się do mitu o Narcyzie. Przypomnijmy
siebie – Narcyz był niezwykle piękny, co sprawiało, że każdy, kto
go zobaczył, zakochiwał się w nim bez pamięci. Niestety, był jed-
nocześnie obojętny na uczucia innych. Odtrącał każdego, kto pró-
bował zdobyć jego serce. Jedną z istot zakochanych w nim była
nimfa Echo, której odebrano zdolność mówienia. Echo mogła je-
dynie powtarzać ostatnie słowa wypowiedziane przez innych. Kie-
dy zobaczyła Narcyza, zakochała się w nim bezgranicznie. Próbo-
wała przyciągnąć jego uwagę, lecz Narcyz ją zignorował. Odrzu-
cona i upokorzona odeszła w samotność. Zniknęła, pozostawiając
po sobie tylko głos. W pewnym momencie Narcyz zakochał się we
własnym odbiciu, które ujrzał w wodzie. Spędzał długie godziny,
flirtując ze swoim odbiciem w wodzie, ale ono powtarzało jedynie
jego słowa. Aż w końcu zmarł z tęsknoty, nie mogąc dosięgnąć
swojego ukochanego odbicia. Po jego śmierci na brzegu źródła
wyrosły kwiaty – narcyzy, które od tej pory noszą jego imię.
Pomijając szczegóły, wiemy, że historia Narcyza podpo-
wiada nam, że warto się zastanowić nad sobą i zmienić swoje za-
chowanie. Głównie z powodu konfrontacji z własnym odbiciem,
które uświadamia własną pustkę i brak prawdziwej miłości.
Ponoć są ludzie, którzy znajdują włos w każdej zupie. Na-
wet w niebie natrafiają na błędy, nawet tam mają coś do wytknię-
cia. Skąd bierze się taka postawa? Z pewnością z niezadowolenia z
samych siebie (Anselm Grün).
Ewa usiadła na kanapie i westchnęła. Słońce przebijało się
przez firanki, oświetlając pokój pełen drobiazgów, które czekały
na jej uwagę. Kurz na parapetach, pełen kosz na pranie, nieumyte
naczynia w zlewie – wszystko to wołało o jej uwagę, przypomina-
jąc, że praca domowa nigdy się nie kończy.
Ale dzisiaj miało być inaczej. Postanowiła, że nie będzie
traktować tych obowiązków jak przykrego ciężaru. Wzięła głęboki
oddech i uśmiechnęła się do siebie. „Dziś zmienię swoje podej-
ście” – pomyślała. Zaczęła od prania. Wrzuciła ubrania do pralki,
dodając odrobinę ulubionego płynu do płukania, który pachniał
świeżo ściętymi kwiatami… postanowiła uczynić z tego moment
na cieszenie się zapachem i czekanie na rezultat.
W czasie, gdy pralka robiła swoje, Ewa wzięła do ręki
szmatkę i zaczęła ścierać kurze z parapetów. Wyobraziła sobie, że
każdy jej ruch jest jakby malowaniem czystej, świeżej powierzch-
ni. Wywiesiła ubrania na balkonie, ciesząc się ciepłym wiatrem,
który delikatnie poruszał tkaniny. Przypomniała sobie, jak bardzo
lubiła ten moment w dzieciństwie, kiedy pomagała mamie rozwie-
szać pranie i wdychać świeże, pachnące powietrze.
Postanowiła, że nie będzie się spieszyć. Włączyła ulubioną
muzykę, której nie słuchała od dłuższego już czasu… i zaczęła
prasować, rytmicznie poruszając żelazkiem w takt melodii. Każda
wyprasowana koszula, każda wygładzona bluzka stawała się dla
niej jak małe dzieło sztuki.
Pod koniec dnia Ewa spojrzała na swoje mieszkanie. Było
czyste i pachnące, ale co ważniejsze, ona sama czuła się spełniona
i zrelaksowana. Codzienne obowiązki, które zwykle były dla niej
źródłem frustracji, stały się okazją do odnalezienia radości w ulot-
nych, prostych chwilach.
W życiu nic samo się nie dzieje – to od nas zależy, jak po-
strzegamy i przeżywamy codzienność. Każdy dzień możemy po-
traktować jako okazję do cieszenia się życiem. Popatrz na siebie
sercem. Zauważ, co możesz zaliczyć do sukcesów, do tego, co jest
mocną stroną. Pamiętaj, że pychą jest mówić czy nawet myśleć, że
kochający Bóg nic mi nie dał, nie obdarzył żadnym talentem, nie
postawił na mojej drodze ani jednej życzliwej osoby.
Osoby niewidome potrafią robić mnóstwo pięknych i przy-
datnych rzeczy. Ale akurat prowadzenie drugiej osoby lepiej po-
wierzyć komuś, kto widzi. Uczniowie, zwłaszcza ci zdolni, wybit-
ni, mają bardzo szeroką wiedzę, którą mogliby przekazać,
ale często nie potrafią tego zrobić, bo brak im kompetencji.
Każdy z nas dostał niepowtarzalny zestaw talentów. Dlate-
go tak ważne jest przyjęcie odpowiedniej perspektywy! Jeśli pa-
trzysz na innych jak na swoją konkurencję – przestań. To dzięki
Jezusowi wiem, ile jestem wart i jaki poziom sobą reprezentuję.
Teraz czas bym zadał sobie pytanie: co mogę przekazać innym?
Bóg, wpisując w serce talenty, stworzył każdego z nas jako
człowieka dobrego. Jeśli więc wydobywam z serca Jego pomysł
na siebie, będę dawał ludziom dookoła dobro. Jeśli zamiast tego
zacznę szukać w sercu własnego albo czyjegoś pomysłu na życie –
wtedy często będę rozsiewał wokół siebie zło.
Czy opowieść o życiu Świętej Rodziny z Nazaretu jest hi-
storią zmieniającą świat? Odmieniającą kolejne pokolenia? Żyjąc
w XXI wieku, dobrze wiemy, że człowiek jako człowiek nie staje
się lepszy z pokolenia na pokolenie. Nazaret – mała mieścina
wówczas nic nieznacząca. Wszyscy myśleli, że Bóg przyjdzie do
Jerozolimy, swojego świętego miasta. A jednak tak się nie stało.
Bóg wyraźnie pokazuje nam, że nie ma dla Niego miejsca,
które nic nie znaczy, że nie ma osoby, która byłaby dla Niego nie-
ważna. Dla Boga to gdzie jestem, to jaki jestem, jest ważne. I do
tego miejsca On chce wejść, w tym miejscu On chce być. Nie chce
omijać Ciebie, Twojej historii życia, trudnych miejsc, błahostek!
Dla Niego nie jesteś zapchajdziurą, nie jesteś dodatkiem do mapy
świata, ale jesteś niejako centrum.
Można śmiało powiedzieć: wszystko zaczęło się w takiej
dziurze. Tam Bóg wychodzi na spotkanie serca człowieka. Nawet
gdy człowiek na spotkanie Boga nie wychodzi. Wychodzenie do
człowieka to Jego natura. Bóg wcale nie czeka z wyjściem ku nam
na naszą poprawę, ale ją uprzedza.
Jak radykalnym wyjściem Boga jest tajemnica wcielenia
Jezusa Chrystusa, który przyszedł, nie czekając na naszą poprawę.
I słusznie, bo mógłby się nie doczekać. Bóg przychodzi, chcemy
czy nie chcemy. Wzywamy czy nie wzywany – słyszy. I nie trzeba
czekać do końca czasów czy do śmierci. Bóg przechodzi przez
próg codzienności. I z ruin naszych serc może zbudować dzieło
sztuki. Nawet ze zdewastowanych fragmentów naszego człowie-
czeństwa Bóg pisze nową historię.
On nam przypomina, że przede wszystkim jest osobą, z
którą mamy wejść w relację, a nie prawdą, którą trzeba zaakcep-
tować. Ten, który ogarnia wszechświat, może być trzymany w
ramionach. On, który stworzył słońce, musi zostać ogrzany. Uoso-
bienie czułości potrzebuje utulenia. To wymaga wchodzenia w
relacje.
Jesteśmy dziś świadkami, a nawet ofiarami zrywania więzi.
Te pęknięcia idą pomiędzy nami i poprzez nas. Płyniemy na falach
historii jak popękana lodowa kra, która jeszcze wczoraj była zwar-
tą taflą lodową. Dlatego potrzebujemy jedności, potrzebujemy
Kościoła. Może ludzie odchodzą z Kościoła, bo nie doświadczyli
w nim miłości? A drzwi Kościoła wciąż wydają się im zamknięte?
Myślę, że nie wystarczy wierzyć w Boga: trzeba codziennie
oczyszczać tę wiarę. Chodzi o przygotowanie się na przyjęcie nie
postaci z bajki, ale Boga, który nas wzywa, angażuje i przed któ-
rym należy dokonać wyboru.
Lena od zawsze czuła się bezpieczna w swoim małym
świecie, w którym znała każdy zakamarek. Jednakże życie miało
dla niej inne plany. Pewnego dnia jej spokojny świat zaczął się
rozpadać – rodzinna firma zbankrutowała, a ojciec zachorował.
Lena czuła, jak fale problemów zalewają jej życie, jakby ocean
niesprawiedliwości i trosk chciał całkowicie zatopić jej istnienie.
Wracając do domu, coraz mocniej czuła ciężar odpowiedzialności
na swoich barkach. Choć starała się być silna, jej serce wołało o
schronienie.
Pewnego wieczoru, szukając ukojenia, wybrała się poza
miasto. Stanęła na wzgórzu, skąd mogła podziwiać zachód słońca.
W oddali słyszała szum wody przypominający jej o nieprzewidy-
walności życia. Była bardzo wysoko, a przed sobą widziała bez-
kres – pustą przestrzeń. Poczuła całkowitą bezradność. Spojrzała w
dół. Łzy zaczęły spływać jej po policzku. Nie miała już kontroli
nad tym, co się dzieje. Zamknęła oczy. Wzięła głęboki oddech. I
nagle zaczęła cicho się modlić, prosząc o siłę i ukojenie. Złapała
kolejny oddech.
W jej myślach, nie wiadomo skąd, pojawiły się słowa pie-
śni, którą znała z dzieciństwa: Schowaj mnie pod skrzydła Swe.
Ukryj mnie w silnej dłoni Swej… Słowa te brzmiały jak modlitwa,
którą kierowała do Boga, prosząc o ochronę i wsparcie. Usiadła na
kamieniu. Wyobrażała sobie, że jest schowana pod wielkimi,
ochronnymi skrzydłami, które odgradzają ją od wszystkiego, co
mogłoby ją zranić. Pamiętała, że kiedyś wiara była jej siłą i teraz,
bardziej niż kiedykolwiek, potrzebowała tej wiary.
Kiedy fale mórz chcą porwać mnie, z Tobą wzniosę się,
podniesiesz mnie. Panie! Królem Tyś spienionych wód, Ja ufam Ci
– Ty jesteś Bóg. Lena poczuła spokój ogarniający jej duszę i ciepło
przechodzące przez ciało. Pojawiło się przeświadczenie, że cokol-
wiek się stanie, Bóg będzie jej podporą, podniesie ją ponad życio-
we nawałnice. Ta myśl dawała jej ukojenie i pewność, że nie jest
sama. Choć problemy były realne i trudne, czuła, że ma w sobie
siłę, by je pokonać.
Mimo trudności, jej rodzina zbliżyła się do siebie. Razem
zaczęli szukać rozwiązań, wspierając się nawzajem. Ojciec, choć
nadal chory, stopniowo odzyskiwał siły. Lena wiedziała, że jej
wiara i wewnętrzny spokój pomogły jej przejść przez najtrudniej-
sze chwile. Pewnego dnia, gdy wracała do domu, Lena spotkała
sąsiadkę, która dostrzegła zmianę w jej zachowaniu. Wydajesz się
taka spokojna i pewna siebie – stwierdziła. Jak to robisz? – zapy-
tała. Lena uśmiechnęła się delikatnie i odpowiedziała: Znalazłam
schronienie pod skrzydłami Boga. On mnie chroni i dodaje mi sił,
by stawić czoła każdej burzy. Sąsiadka spojrzała na nią z podzi-
wem, a Lena poczuła, że jej wiara nie tylko jej pomaga, ale rów-
nież może być inspiracją dla innych.
Z jednej ze stron prestiżowego czasopisma „New England
Journal of Medicine” spogląda na czytelnika Oskar. Autor zdjęcia
opisuje, że Oskar codziennie spaceruje po klinice geriatrycznej, w
której przebywają chorzy na Alzheimera, Parkinsona i inne choro-
by dotykające osób starszych. Ten dwuletni kot starannie obwą-
chuje i przygląda się każdemu pacjentowi, wędrując od pokoju do
pokoju. Gdy uzna, że dana osoba niedługo umrze, kładzie się u jej
boku, mrucząc i delikatnie trącając ją nosem. Pokój opuszcza do-
piero wtedy, gdy ów pacjent lub pacjentka wyda z siebie ostatni
dech. Przewidywania Oskara są tak godne zaufania, że personel
szpitalny bierze je pod uwagę. Jak Oskar to robi? Nie wiemy. Być
może koty wykazują uczucia i więzi emocjonalne.
Trudno powiedzieć. W ogóle warte zastanowienia jest, dla-
czego swoje domy wypełniamy tymi futrzastymi mięsożercami, a
nie hodujemy na większą skalę na przykład żółwi, o które przecież
o wiele łatwiej zadbać. W tej kwestii odpowiedź daje nam nauka.
Ssaki zapewniają nam coś, czego nie jest w stanie dać z siebie ża-
den gad. Reakcję emocjonalną. Koty i psy bez trudu odczytują
nasze nastroje, a my odczytujemy ich. I to ma dla nas olbrzymie
znaczenie. Nawet jeśli zachowaniem Oskara nie kierowała troska o
ludzi, to nie jest ona bez znaczenia, gdy mówimy o empatii.
Poza empatią jednym z najlepszych lekarstw na te „choro-
by” jest poczucie humoru. Ono pozwala z dystansem spojrzeć na
siebie i swoje wady, co osłabia tendencje narcyzmu. Śmiech z sa-
mego siebie może być wyrazem pokory i uznania, że nie jesteśmy
doskonali. Humor pomaga przełamać nadmierne skupienie na so-
bie, otwierając nas na interakcje z innymi ludźmi i pozwalając
zobaczyć ich potrzeby. Śmiech i radość mogą być skutecznym
antidotum na zniechęcenie i poczucie beznadziei. Humor wprowa-
dza lekkość do codzienności – „uczłowiecza” nas, ponieważ jest
wyrazem naszej zdolności do nabierania dystansu i pokory (papież
Franciszek).
Louis Armstrong śpiewał: „kiedy się uśmiechasz, cały
świat uśmiecha się z tobą”. Być może powodem do śmiechu są
oglądane przez nas bajki, seriale, filmy. Horrory wzbudzają strach,
kraskówki bawią. Gdy jednak nastrój spada, da się w prosty spo-
sób poprawić swój mood. Okazuje się, że emocje mogą być wy-
twarzane przez nasze ciało. Gdy poprosi się ludzi, aby przytrzyma-
li zębami ustawiony poprzecznie ołówek, tak aby nie dotykał on
warg – co zmusza ich do ułożenia ust na kształt przypominający
uśmiech – uznają kreskówki za śmieszniejsze niż wtedy, gdy każe
im się zrobić smutną minę.
Jest jednak coś, co można by nazwać swoistym uzależnie-
niem kanału komunikacji – droga szybkiego ruchu. Chodzi o
twarz. Terapeuci pracujący z osobami cierpiącymi na chorobę Par-
kinsona zauważyli, że jeśli w grupie trzydzieściorga pacjentów
pięcioro ma sztywną twarz, pozostali trzymają się od nich z dale-
ka. Wniosek – empatia potrzebuje twarzy.
Gdy nasza mimika jest upośledzona, upośledzony jest także
sposób wyrażania empatii, a co za tym idzie również interakcja
międzyludzka. Gdy nie dochodzi w jej trakcie do zwyczajnego
nieustannego komunikowania się na poziomie cielesnym, staje się
pozbawiona wyrazu. Francuski myśliciel M. Merleau-Ponty /czyt.
merly pąti/ stwierdził nawet, że człowiek żyje w wyrazie twarzy
innego.
Gdy próbujemy rozmawiać z kimś o nieruchomej twarzy,
wpadamy w emocjonalną czarną dziurę. Takiego wyrażenia użyła
pewna kobieta, której twarz została zmasakrowana przez psa –
„wielka dziura”. W 2007 roku lekarze dali jej nową twarz, a jej
radość i ulga mówią same za siebie: „Powróciłam na planetę ludzi
mających twarz, uśmiech i wyraz twarzy, dzięki którym mogą się
komunikować”.
Zauważ osobę, która idzie obok ciebie. Popatrz na jej
twarz. Spójrz jej w oczy. Co tam widzisz? Mam nadziej, że czło-
wieka. Ta bajka się nie kończy… bo Drugi jest zawsze tajemnicą.