Duchowe pielgrzymowanie Duchowość PPAG 2024
Duchowe pielgrzymowanie Duchowość PPAG 2024
Dzień czwarty
Droga do Betlejem – Boża Rodzicielka
Mówi się, że droga do celu może być wyboista, ale to wła-
śnie te wyboje tworzą najlepsze do opowiedzenia historie. Czasa-
mi zastanawiam się, dlaczego bolą mnie nogi, ale zaraz przypomi-
nam sobie, że przecież miałem okazję dotrzeć do oszałamiających
miejsc, zachwycać się najpiękniejszymi krajobrazami i spotkać
niesamowitych ludzi. Każdy krok, choćby najmniejszy, przybliża
mnie do celu i napełnia serce nową nadzieją. Wiem doskonale, że
wcale nie chodzi o to, aby szybko dotrzeć do celu, tylko aby do-
strzec, ile radości znajduję po drodze.
Łatwo jest ufać, gdy wszystko idzie zgodnie z naszymi
oczekiwaniami. Wtedy nie napotykam oporu ani przeszkód. To, co
czuję, jest naturalne i oczywiste. Jednak prawdziwa wartość zaufa-
nia objawia się w chwilach, gdy życie staje się trudne, gdy do-
świadczam ciemności, niepewności i zagubienia.
W sytuacjach, gdy nie rozumiem, co się dzieje, gdy nie wi-
dzę wyraźnie drogi przed sobą, kiedy czuję się mały i bezradny,
prawdziwa wiara polega na tym, aby powiedzieć: „Panie, nic nie
rozumiem, nawet Cię nie widzę, ale ufam!” Taka postawa jest nie-
zwykle cenna, ponieważ wymaga ode mnie całkowitego oddania
się Bożej opiece i zaufania Jego planom, mimo że są one dla mnie
niejasne.
Nie muszę rozumieć wszystkiego, aby zaufać Bogu. Nawet
jeśli czuję się mały i nic nieznaczący w obliczu wielkiego świata,
Bóg może zrodzić swoje Słowo we mnie i poprzez mnie wydać
owoc. Często to właśnie przez moje słabości i ograniczenia Bóg
realizuje swoje plany.
Nikt nie jest zbyt mały lub słaby, aby przyjąć Boży plan. W
rzeczywistości, ci którzy są zbyt pewni siebie, silni lub zbyt mą-
drzy w swoim własnym rozumieniu, mogą mieć największe trud-
ności z przyjęciem Bożego działania.
Bóg wprowadza człowieka w swój plan często przez sytua-
cje, które wydają się trudne i niezrozumiałe. To, co może wyda-
wać się porażką lub ciemnością, może być częścią większego za-
mysłu. Ludzkie zrozumienie jest ograniczone, ale Boży plan obej-
muje wszystko, co potrzebne do duchowego wzrostu i realizacji
Jego woli.
Aby w pełni zaufać Bogu, potrzeba pokory i otwartości.
Trzeba zaakceptować fakt, że moje ludzkie rozumienie jest ograni-
71
czone i że nie zawsze będę w stanie zobaczyć pełny obraz. Wła-
śnie w tych momentach, gdy czuję się najmniejszy i najsłabszy,
moja wiara ma największe znaczenie.
Wiesz, w życiu trzeba czasami coś stracić, aby zyskać tzw.
„upragnione więcej”. Nie da się bowiem zawsze wygrywać i
wzbogacać. Uczenie się na własnych błędach wzmacnia w nas siłę,
by wciąż wierzyć, że nie dzięki nam to wszystko się dzieje, ale jest
zamysłem Kogoś innego… Boga.
Pewien mężczyzna, szczęśliwy mąż i ojciec, tak bardzo ko-
chał życie, że nawet po chorobie, wskutek której stracił wzrok, był
w stanie powiedzieć: W porządku. Skoro dostaję trochę więcej
czasu, to znając drogę w ogrodzie, mogę w dalszym ciągu karmić
ptaki.
Pewnie część z nas, od czasu do czasu ma kontakt z oso-
bami, które wydają się całkowicie pozbawione życia, wręcz prze-
rażająco bierne, zachowawcze i wycofane. Niestety, w wielu przy-
padkach łączy się to z brakiem szacunku do własnej osoby. Wielu
nie lubi siebie, sytuacji, w jakiej się znajdują, czy ludzi, którzy są
wokół nich. W głowie kłębią się podejrzenia, a w sercu rozwija
zazdrość. Boją się ryzyka, brak im wiary, drwią z nadziei.
Choć bardzo chcieliby być kochani, to jednak są zbyt prze-
rażeni, by żyć teraźniejszością. Często złamani swoją przeszłością.
Zbyt cyniczni, a może po prostu zbyt zalęknieni, by zaufać, i zbyt
podejrzliwi, by kochać. Niekiedy za wszystko obwiniają Boga,
który w ich przekonaniu ma gdzieś tę sytuację. Wielokrotnie od-
powiedzialnością za trud obarczają neurotycznych rodziców, któ-
rzy nie podołali wymaganiom. Podnoszą zarzuty na chore społe-
czeństwo, które ich zniszczyło. W dużej mierze ludzie ci są nie-
świadomi własnego potencjału. Na ogół jedynym znanym sposo-
bem radzenia sobie ze światem jest ukrycie się we własnych ogra-
niczeniach i upajanie się porażkami innych, którzy jednak mieli
odwagę spróbować.
Od czego zacząć? Zacznij od tej chwili. Przyjmij to, co jest
teraz. Zacznij od siebie.
Źródłem naszej wyjątkowości jest mózg niepodobny do
mózgu żadnej innej istoty żywej. Dzięki niemu możemy interpre-
tować, rozróżniać i przechowywać ważne informacje napływające
z otaczającego nas środowiska. Nasz umysł wyrasta z doświadczeń
dostarczonych przez zmysły. W ten sposób powstaje nasz osobisty
świat.
Patrząc na innych, doświadczając relacji z ludźmi, nie oce-
niając tego, kim są, jak się zachowują i dlaczego działają w taki, a
nie inny sposób, możemy zobaczyć w nich nas samych.
Przyjmując dziecko, rodzice, przynajmniej chwilowo, biorą
na siebie ogromną odpowiedzialność za życie, którego istnienie
jest od nich na tym etapie zależne. Pamiętając cały czas, że zależ-
ność dzieciństwa jest zależnością tymczasową. Władza sprawowa-
na nad dzieckiem jest władzą tymczasową. Od samego początku
władza ta przewiduje własny koniec – zwieńczenie trudu rodziciel-
skiej opieki – moment, w którym dziecko uzyskuje samodzielność.
Patrząc na betlejemską szopkę, widzimy Maryję, która tro-
skliwie opiekuje się Boskim Dzieciątkiem: przytula je, przewija,
karmi piersią, delikatnie głaszcze po policzku, całuje stópki i wdy-
cha zapach jego włosów. Bóg, tuląc się do swojej Matki, ukazuje,
że pragnie przytulić każdego z nas.
Nasze oczy często mogą nas zwodzić. Na przykład dorośli
od zawsze przyglądali się bawiącym się dzieciom. I co widzą? Nic
specjalnego, na pierwszy rzut oka tylko bawiące się dzieci. Wi-
dzimy to, co nauczyliśmy się dostrzegać, wzorując się na tym, co
„wiemy”. A wiemy, że „po prostu się bawią”.
Wielu dorosłych odczuwa radość i zachwyt, obserwując
beztroską zabawę dzieci. Widok dzieci bawiących się swobodnie
może przypominać im własne dzieciństwo i budzić nostalgię za
czasami, kiedy życie było prostsze.
W miarę jak dorastamy, uczymy się tracić zainteresowanie,
porzucać, a nawet obawiać się tego pierwotnego świata. Stajemy
się dorośli i odsuwamy na bok naszą dziecięcą rzeczywistość. Pa-
trzymy na zabawę dzieci przez pryzmat dorosłości – jak na coś
chaotycznego.
Każdy dorosły ma unikalną perspektywę, ale generalnie
obserwacja bawiących się dzieci przypomina im o prostych rado-
ściach życia, ważności kreatywności i zabawy oraz nieustannym
procesie rozwoju i nauki. Niektórzy dorośli mogą odczuwać wręcz
lekką zazdrość, widząc dzieci bawiące się beztrosko. Może to bu-
dzić chęć chwilowej ucieczki od obowiązków i powrotu do cza-
sów, kiedy można było oddać się zabawie bez żadnych zmartwień.
Nie muszę rozumieć, aby zaufać.
Jeżeli nie stajemy się w pełni tym, kim jesteśmy jako istoty
stworzone na Boże podobieństwo, to my sami jesteśmy osobami,
które nie zmieniają siebie. Dlatego w wielu sytuacjach musimy
cierpieć z powodu własnego niebycia.
Jeżeli coś nie zostało zrobione, to my sami jesteśmy tymi,
którzy tego nie zrobili. Jeżeli znajdujemy się w stanie emocjonal-
nego bólu i napięcia, to często sami ten stan wybieramy… Są jed-
nak sytuacje, które gromadząc początkowo nic nieznaczące
chmurki, przekształcają się w cumulonimbus – ciemne, ciężkie,
burzowe chmury.
Płacz, apatia, smutek, wzrok wbity w ziemię i przygarbiona
sylwetka. Dusisz się we własnym ciele. I nic nie możesz na to po-
radzić. Zachowujesz trzeźwość i logikę myślenia. Zdrowy rozsą-
dek podpowiada Ci, że nic się złego nie dzieje. A jednak emocje
wiedzą swoje.
W nowoczesnym świecie pełnym błyszczących wieżow-
ców i ruchliwych ulic żył sobie Maciej. Maciej był młodym, peł-
nym energii mężczyzną, którego życie wydawało się idealne. Miał
kochającą żonę, wspaniałą pracę i grono wiernych przyjaciół. Ale
pewnego dnia, bez wyraźnego powodu, zaczął czuć się inaczej.
Smutek, który początkowo wydawał się tylko chwilowym obniże-
niem nastroju, powoli zaczął przeradzać się w coś głębszego i bar-
dziej mrocznego.
Maciej czuł, jakby w jego sercu zadomowiła się czarna
chmura przysłaniająca mu radość i nadzieję. Każdego ranka, kiedy
otwierał oczy, nie czuł już ekscytacji na myśl o nowym dniu. Za-
miast tego ogarniał go ciężar, który trudno było zignorować. Każ-
de zadanie wydawało się zbyt trudne, a każda chwila radości nie-
realna i odległa.
Z czasem chmura w sercu stała się coraz gęstsza i ciem-
niejsza. Zaczął unikać przyjaciół, zamykać się w sobie i czuć się
coraz bardziej samotny. Rodzina i znajomi nie wiedzieli, jak rea-
gować. Widzieli zmiany w jego zachowaniu, ale nie rozumieli, co
się dzieje. Próbowali pocieszać, mówiąc, że wszystko będzie do-
brze, ale ich słowa nie przynosiły ukojenia.
Podobnie było z Anną, sędziwą babcią mieszkającą kawa-
łek za miastem. Anna prowadziła piękne, szlachetne życie pełne
miłości i wspomnień. Jednak mimo że była otoczona rodziną i
miała wiele powodów do szczęścia, głęboko w sobie czuła coś,
czego nie potrafiła zrozumieć ani wytłumaczyć. Gęsta mgła za-
gnieździła się w jej sercu, sprawiając, że codzienne czynności sta-
wały się trudne, a życie przytłaczające.
W innym zakątku miasta młoda matka o imieniu Kasia,
która niedawno urodziła swoje pierwsze dziecko, zaczęła odczu-
wać podobne emocje. Choć miała zdrowe dziecko i kochającego
męża, czuła się przytłoczona i bezradna.
Depresja nie ma względu na wiek ani status społeczny –
dotyka wszystkich, bez względu na ich sytuację życiową.
Każdy z nich – Maciej, Anna i Kasia – czuli się zagubieni i
samotni w swoim cierpieniu. Ale pewnego dnia coś zaczęło się
zmieniać. Maciej postanowił poszukać pomocy. Znalazł terapeutę,
który pomógł mu zrozumieć, co się z nim dzieje. Zaczął również
rozmawiać z rodziną i przyjaciółmi o swoich uczuciach. Począt-
kowo było to trudne, ale stopniowo odczuwał coraz większą ulgę.
Anna, dzięki wsparciu swojego wnuka, który zauważył jej
smutek, zaczęła uczęszczać na spotkania grup wsparcia dla senio-
rów. Spotkania te okazały się miejscem, gdzie mogła dzielić się
swoimi uczuciami i otrzymywać wsparcie od innych, którzy prze-
żywali podobne trudności.
Kasia, choć początkowo nie chciała obciążać nikogo swo-
imi problemami, z czasem zrozumiała, że potrzebuje pomocy. Jej
mąż, widząc, jak bardzo się zmaga, namówił ją na wizytę u specja-
listy. Kasia zaczęła również korzystać ze wsparcia douli /czyt.
duli/ poporodowej, która umacniała ją w nowej roli matki.
Dzięki akceptacji bliskich i pomocy specjalistów czarne
chmury zaczęły się rozchodzić. Maciej, Anna i Kasia zrozumieli,
że nie są sami w swoim cierpieniu i że prośba o pomoc jest oznaką
siły, a nie słabości. Z czasem ich serca zaczęły się goić, a radość i
nadzieja wracały do ich życia.
I tak w nowoczesnym mieście, gdzie depresja dotykała lu-
dzi bez względu na wiek i status, zaczęło krążyć nowe przesłanie o
sile wsparcia, otwartości na pomoc i odwadze w mówieniu o swo-
ich uczuciach.
Nie jest łatwo towarzyszyć komuś, kto cierpi; zwłaszcza
wtedy, gdy nie chodzi o chorobę ciała. Kiedy nie znajduję słów,
nie wiem, co zrobić i po prostu nie potrafię się zachować przy
przyjacielu, który przeżywa lęk, przy mamie, którą przygniata
smutek czy przy żonie, którą dotknęła depresja… Mogę patrzeć w
oczy, bo z tego oblicza spogląda na mnie sam Jezus, który nigdy
nas nie opuszcza.
Wsłuchajcie się na koniec w słowa opowiadania. Był sobie
raz mały żuczek o imieniu Zielonek. Zielonek mieszkał w spokoj-
nej, malowniczej łące pełnej kwiatów, traw i krzewów. Każdy
dzień wyglądał podobnie: zbierał nektar, spacerował po liściach i
podziwiał błękitne niebo. Zielonek był szczęśliwy, żyjąc w swojej
małej, zielonej krainie.
Pewnego dnia, gdy Zielonek przemierzał znajome ścieżki,
zauważył coś niezwykłego. Na skraju łąki, gdzie nigdy wcześniej
nie zaglądał, leżało tajemnicze, lśniące jajko. Zielonek poczuł za-
skoczenie i odrobinę lęku. Ekscytacja mieszała się z niepewnością.
Skąd się tu wzięło to jajko? Czy coś się z niego wykluje? Zielonek
postanowił obserwować jajko.
Każdego dnia przychodził i z zaciekawieniem czekał, co
się stanie. Mijały dni, tygodnie, aż pewnego poranka jajko zaczęło
pękać. Zielonek nie mógł oderwać oczu od tego, co widział. Z jaj-
ka wyłoniło się małe, złote stworzonko. Mały ptaszek spojrzał na
Zielonka i przyjacielsko zapiał. Zielonek poczuł w sercu ciepło.
Początkowy lęk zamienił się w radość i zafascynowanie.
Zielonek i ptaszek stali się nierozłącznymi przyjaciółmi.
Ptaszek nauczył Zielonka latać na swoich złocistych skrzydłach, a
Zielonek pokazał ptaszkowi najpiękniejsze zakątki łąki. Razem
odkrywali nowe miejsca, cieszyli się przygodami i wspierali się
nawzajem w trudnych chwilach.