Duchowe pielgrzymowanie Duchowość PPAG 2024
Duchowe pielgrzymowanie Duchowość PPAG 2024
Dzień trzeci
Droga do Elżbiety – Nawiedzenie
Pewnie rozpoczynanie od słów: dawno, dawno temu lub za
siedmioma górami, za siedmioma rzekami, jest już nudne. Dlatego
dziś zacznijmy od tekstu piosenki: Cóż wam powiedzieć mam, gdy
stoję znów na dróg rozstajach. I tych widzę wśród was, co każdy
krok mój pamiętają. Że z dróg wybrałem tę, utkaną z róż, powie-
dzieć mogą. Lecz ja szedłem od lat mą własną drogą. I tak bywało,
iż myślałem, że nie tędy droga. I choć jak zbity pies chciałem nie
raz podkulić ogon. Wciąż gnał mnie, gnał mnie mój bies mą wła-
sną drogą. Kręcił się świat, ja razem z nim. I rad, nie rad, dobry
byłem w tym. Traciłem grunt, myliłem krok, by znów bez tchu pę-
dzić przez mrok, by złapać kurs i znowu móc iść własną drogą. W
krąg moc słyszałem rad, by z boku stać i sztorm przeczekać lub by
pochwycić wiatr, do przodu gnać i nie zwlekać. To znów radzono
mi, bym oddał cześć nie swoim bogom… Lecz ja wolałem iść mą
własną drogą. I tak będę szedł choć drogi szmat. Choć z każdym
dniem wciąż przybywa lat, dopóki sił wystarcza, by z tej drogi pył
przemieniać w sny. A żeby śnić, ja muszę iść mą własną drogą.
Życie samo w sobie jest bezkresną podróżą, a każdy z nas
ma tylko jedną okazję, żeby się w nią udać. Podążamy krętą drogą.
Robimy rzeczy, których nie da się cofnąć. Przemierzamy trasy,
których nigdy nie będzie można odtworzyć.
Maryja, przyjmując tajemnicę objawioną przez anioła, do-
świadczała lęku i niepewności. To doświadczenie w jakimś stop-
niu powtarza się w życiu każdej kobiety i matki, ponieważ przyję-
cie nowego życia oznacza akceptację tajemnicy drugiej osoby, jej
losów i wyborów. Anioł przyniósł jej wiadomość, która zmieniła
jej życie na zawsze. Wypowiadając fiat, zgodziła się na plan, który
był Jej nieznany, ale który w pełni przyjęła z wiarą i miłością.
Macierzyństwo to proces, który może wywoływać miesza-
ne uczucia – od radości i spełnienia, po lęk i depresję. Może przy-
nieść poczucie straty własnej tożsamości, napełniać obawami
przed utratą wolności oraz lękiem przed odpowiedzialnością za
nowe życie.
Maryja ukazuje nam wyjątkową dialektykę w relacji z
dzieckiem, gdzie radość z przyjęcia daru życia przenika się z nieu-
stannym oddawaniem go. Przyjęła życie Jezusa z ogromną rado-
ścią, ale jednocześnie wiedziała, że Jej rola jako matki polega na
przygotowaniu Go do Jego własnej drogi.
To ważna lekcja dla każdej matki – dzieci nie wychowuje
się, by je zatrzymać przy sobie i dla siebie. Matka powinna pamię-
tać, że wychowuje dzieci nie po to, aby były jej własnością, lecz
aby mogły znaleźć swoją własną drogę i realizować się samodziel-
nie.
Maryja doskonale pokazuje paradoks macierzyństwa – bli-
skość z dzieckiem połączoną z umiejętnością odejścia, która po-
zwala dziecku na samodzielność. Była blisko Jezusa, wspierała
Go, ale także wiedziała, kiedy się wycofać, aby mógł realizować
swoje powołanie. To ukrycie się w cieniu, odejście, jest niezbędne,
by dziecko mogło rozwijać swoją autonomię i podejmować własne
decyzje. Być może niejeden raz patrzyła z daleka ze łzami napły-
wającymi do oczu, jak jej mały synek dorasta.
Dziecko, każdy człowiek, ma własne życie, własne wybory
i drogę do przebycia, którą musi odkryć samodzielnie. Troska i
opieka matki są fundamentem, ale nie mogą stać się ogranicze-
niem. Matka wspiera dziecko, trwając przy nim, ale jednocześnie
pozwala mu na rozwijanie samodzielności i odpowiedzialności.
Maryja ukazuje, że macierzyństwo jest nie tylko radością,
ale także aktem wielkiej odwagi i mądrości, który wymaga nieu-
stannego balansu między miłością a pozwoleniem na samodziel-
ność. To trudne, ale niezwykle ważne zadanie, które każda matka
powinna podjąć, by jej dziecko mogło rozwijać się w pełni i żyć
zgodnie z własnym powołaniem.
Nasze współczesne społeczeństwo przeszło wiele zmian,
które wpływają na to, jak postrzegamy i definiujemy męskość.
Jednym z widocznych zjawisk jest rosnąca liczba mężczyzn, któ-
rzy wydają się emocjonalnie i psychicznie zależni od swoich ma-
tek, przypominając małych chłopców trzymających się maminej
spódnicy.
Robert Bly w swojej książce „Żelazny Jan” porusza temat
archetypu dzikiego mężczyzny. Metafora mężczyzny zamkniętego
w klatce symbolizuje pierwotną, nieokiełznaną męskość, która
została stłumiona i zepchnięta na margines przez współczesne spo-
łeczeństwo. Istnieje jednak klucz do uwolnienia tego dzikusa.
Znajduje się on pod poduszką. Czyją? No właśnie matki.
Wielu współczesnych mężczyzn może mieć trudności z
osiągnięciem pełnej niezależności i dojrzałości, często będąc nad-
miernie zależnymi od swoich matek lub rodziców.
Świat stawia wiele wyzwań, a zmieniające się role społecz-
ne i oczekiwania mogą dodatkowo komplikować proces dojrzewa-
nia. Wielu mężczyzn zmaga się z presją, aby spełniać różnorodne,
często sprzeczne oczekiwania, co może prowadzić do braku pew-
ności siebie i trudności w odnalezieniu własnej tożsamości.
Konieczny jest proces separacji od matczynego wpływu.
Odnalezienie wewnętrznej siły oraz niezależności. Symboliczne
otwarcie kłódki kluczykiem, który leży pod poduszką mamy, wy-
maga odwagi, introspekcji i wsparcia od innych mężczyzn, którzy
zrealizowali podobne wyzwania.
Doskonale wiemy, że matka często jest pierwszym źródłem
bezpieczeństwa emocjonalnego i stabilności. Akceptuje syna
w pełni. W trakcie budowania bardzo intymnej relacji matka – syn
z czasem może wytworzyć się lęk przed gniewem matki. A jakie
dziecko, zwłaszcza chłopiec, chciałby żeby mama się na niego
gniewała?
Dochodzimy do momentu, w którym jeśli w związku męż-
czyzny i kobiety pada zdanie: wybieraj, matka albo ja, to… skoro
mam do wyboru pokonać lęk przed gniewem matki, z którą jestem
związany od tak wielu lat, albo postawić się Kasi, którą znam
rok…, to łatwiej mi powiedzieć Kasiu… będę tęsknił. Bo jednak
nie ma jak u mamy.
Ucinanie „pępowiny” to symboliczne oderwanie się od
nadmiernie ochronnego wpływu matki, ale także od innych osób i
relacji, które mogą hamować rozwój osobistej tożsamości i nieza-
leżności. Kiedy mężczyzna dokonuje tego aktu, robi to przede
wszystkim dla siebie, aby móc w pełni przejąć kontrolę nad swoim
życiem. Uznaje własną moc i staje się odpowiedzialny za swoje
decyzje, nie polegając na zewnętrznych autorytetach. Kiedy męż-
czyzna osiąga ten stan, nie musi już wybierać między matką a żo-
ną, ponieważ jego decyzje oraz działania są oparte na wewnętrznej
pewności siebie i uznaniu własnej wartości.
Leo Buscaglia /czyt. buskalja/, podróżnik i wykładowca
akademicki, wspomina: pewnego gorącego popołudnia, podróżu-
jąc autobusem po południowych Indiach, zobaczyłem kobietę.
Owinięta była w sari, a na głowie dźwigała dzban na wodę. Szła
wyprostowana. Silna. Zdecydowana. Na krótką chwilę przystanęła
i nasze oczy się spotkały. Poznaliśmy się.
Będąc natomiast w Tokio, spotkał biznesmena, który po-
mógł mu znaleźć drogę. Przez kilkadziesiąt metrów szli razem,
prawie wcale nie rozmawiając. Na końcu skłonili się sobie na po-
żegnanie. Każdy odszedł w swoim kierunku. Jakaś część mnie –
wspomina Leo – podąża razem z nim. Przez tych kilka chwil na-
szych spotkań byłem albo i nadal jestem hinduską kobietą, japoń-
skim biznesmenem, dziewczynką z przedszkola i każdą inną spo-
tkaną w życiu osobą. Wszyscy mieliśmy wspólną cechę, jaką jest
człowieczeństwo. Kiedy nasze umysły nie mogły się spotkać, łą-
czyły się nasze serca. Kiedy mowa pozostawała zagadką, z pomo-
cą przychodziły oczy i ręce.
Jesteśmy w świecie między innymi po to, żeby kochać i
być kochanymi, przezwyciężać poczucie osamotnienia i oddziele-
nia, wykorzystywać własny twórczy wysiłek i czynić ten świat
nieco przyjemniejszym i piękniejszym – dla siebie oraz dla naj-
bliższych. To jest człowieczeństwo.
W chwili narodzin otrzymujemy dar życia, a pierwszym
urodzinowym prezentem jest świat, w którym przychodzi nam żyć.
Wydaje się jednak, jak pisał amerykański filozof i poeta Henry
Thoreau /czyt. trou/, że większość z nas darzy życie tak małym
szacunkiem, że dochodzimy do momentu śmierci wcale nie prze-
żywając życia.
Z kolei niemiecki filozof i psycholog Erich Fromm dobit-
nie stwierdził, że większość istot ludzkich umiera, zanim zdążą się
w pełni narodzić. Człowiek uświadamia sobie siebie, swego bliź-
niego, swoją przeszłość oraz możliwość swojej przeszłości. I przy-
chodzi ten moment, kiedy pojawia się świadomość krótkotrwałości
życia.
Jestem świadom, że może umrę przed tymi, których ko-
cham albo że oni umrą przede mną. Jestem świadomy swojej sa-
motności, bezbronności wobec sił przyrody i społeczeństwa. Ale
wiem też, że postradałbym zmysły, gdybym nie mógł się uwolnić
z tego więzienia, wyjść z niego, zjednoczyć się w tej czy innej
formie z ludźmi, ze światem zewnętrznym.
Maryja poszła do Elżbiety z kilku istotnych powodów. Po
pierwsze była świadoma, że Elżbieta także doświadczyła cudow-
nego poczęcia i to w późnym wieku, powiedzielibyśmy – w trud-
niejszych warunkach biologicznych. Obie kobiety dzielą tę nie-
zwykłą tajemnicę Boskiego działania w ich życiu. Mogą szukać u
siebie nawzajem zrozumienia i wsparcia.
Maryja, choć przez wiarę przyjęła wiadomość o poczęciu,
to jednak potrzebowała potwierdzenia i pewności, że to, co się
dzieje, jest rzeczywiście wolą Bożą. Spotkanie z Elżbietą, która
była w zaawansowanej ciąży, mogło być dla Maryi potwierdze-
niem, że jej własne doświadczenie jest częścią większego planu
Bożego.
Maryjne „Magnificat” jest pieśnią opowiadającą o wielkich
dziełach Boga i zapowiadającą przemianę społeczną i duchową,
która nadejdzie dzięki Mesjaszowi. Maryja podkreśla Boże dzieło.
Nie wyśpiewuje pieśni na cześć samej siebie – idzie do Elżbiety
nie tylko po to, aby „po kobiecemu” jej pomóc czy szukać zrozu-
mienia, ale także po to, aby utwierdzić się w swoim powołaniu i
aby wychwalać Boga za Jego wielkie dzieła, które będą miały da-
lekosiężne skutki dla całego świata.
Czasem rzeki są nazywane układem krwionośnym przyro-
dy. Mądrzy ludzie traktują swoje życie jak kamienie, po których
można przejść przez szeroką rzekę – każdy z nas od czasu do cza-
su może stracić równowagę, poślizgnąć się i wpaść do wody. Wy-
daje się, że raczej nikt nie jest w stanie przekroczyć rzeki suchą
nogą. Jednak sukces polega na dotarciu na drugi brzeg niezależnie
od ilości błota w butach. Żal odczuwają ci, którzy nie rozumieją po
co żyją. Są tak rozczarowani, że stoją w miejscu, bojąc się wyko-
nać następny krok (Colleen Houck).
W życiu trzeba przejść setki, jak nie tysiące kilometrów.
Czasami musimy zaryzykować, nawet jeśli inni będą uważać nasze
decyzje za szaleństwo. Ostatecznie przecież to nasze życie i nasze
kroki, a każdy, nawet ten najtrudniejszy, przynosi doświadczenie i
możliwość rozwoju. Warto więc odważnie stawiać kroki, dążyć do
swoich celów i nie bać się opinii innych.
We wrześniu 2003 roku w Londynie amerykański iluzjoni-
sta i kaskader David Blaine spędził 44 dni w klatce zawieszonej 30
stóp nad Tamizą. Ponoć nic nie jadł i niczego nie pił, przez cały
czas będąc obserwowany przez tłum raczej wrogo nastawionych
ludzi. Powiedzielibyśmy, że to dziwactwo bądź chęć zdobycia
rozgłosu.
Charles Dickens najwybitniejszy przedstawiciel powieści
społeczno-obyczajowej z drugiej połowy XIX w. miał naprawdę
przerażające upodobanie. Fascynowały go trupy. Chodził do kost-
nic, by je oglądać. Potrafił spędzać tak całe dnie. Oglądał sekcje
zwłok, prace nad przygotowaniem zmarłych do pogrzebów. Po-
dobno po prostu fascynowało go to, co zakazane. Powiedzieliby-
śmy szaleniec!
Przedstawione przykłady mogą wskazywać na różne po-
trzeby: chęć zdobycia rozgłosu, zaimponowania, zaistnienia w
świecie bądź też próbę pokonania swoich ograniczeń czy też udo-
wodnienia samemu sobie swej wyjątkowości.
Warto zdać sobie sprawę z tego, że jeśli nie przywiązujemy
wagi do własnych potrzeb, może się okazać, że dla innych też nie
będą one ważne. Możemy doszukiwać się wielu innych przyczyn,
ale podstawowym zagadnieniem, jakie wyłania się na pierwszy
plan, jest problem rozumienia człowieka. Dlaczego niektóre za-
chowania odczytywać można jako wariactwo, jako odchylenie od
normy czy wręcz szaleństwo? Co wyznacza poprawność i tzw.
przyzwoitość w codziennym zachowaniu człowieka?
Gdybyśmy przyjrzeli się uważniej współczesnemu czło-
wiekowi, pewnie rzadko natknęlibyśmy się na stwierdzenie, że
najważniejsza w życiu jest prawda. Coraz częściej bowiem zaciera
się granica między prawdomównością a kłamstwem. Ludzie nie
mówią prawdy, wymyślając setki argumentów mających uspra-
wiedliwić ich postępowanie. Z czasem kłamstwo indywidualne
manifestuje się w coraz szerszych kręgach kulturowych, aż docho-
dzi do zakłamania społecznego, gdzie to, co fałszywe staje się je-
dyną obowiązującą prawdą, a samookłamywanie nie stanowi już
żadnego problemu.
Na nieszczęście dla nas istnieje w społeczeństwie ciche
przyzwolenie na nieprawdę, czyli na zło. Skoro ty kłamiesz, to ja
też mogę, skoro razem kłamiemy, to może to już nie jest kłam-
stwo? Powoli przestajemy zdawać sobie sprawę z otaczającego nas
zakłamania. Giną indywidualne różnice, a my stajemy się do siebie
podobni. Nieprawda zaczyna się panoszyć i zataczać coraz szersze
kręgi – kłamstwo staje się prawdą, a prawda zostaje zepchnięta na
margines.
Znajdujemy się w sytuacji, w której wydając kłamliwe są-
dy, naginamy rzeczywistość, tym samym deformując myślenie
poszczególnych ludzi i sprawiając, że zaczynają działać wbrew
wewnętrznym przekonaniom. Fałsz, zakłamanie, oczernianie,
oskarżenia, różnego rodzaju manipulacje.
Chcąc, nie chcąc, zaczynamy brać udział w jakiejś grze, w
której ginie zarówno prawda, jak i nasz indywidualizm. Co gorsza,
zasady owej gry obowiązują nie tylko „gdzieś tam”, w jakimś ko-
lektywie, ale przedostają się do pracy, szkoły, na uczelnie; wpro-
wadzamy je do życia towarzyskiego, rodzinnego, a w ostateczno-
ści także osobistego – w ten sposób oszukując nawet samych sie-
bie.
Rodzi się więc pytanie – czy wiemy, że jesteśmy zagrożeni
niewolą? Czy zdajemy sobie sprawę, że w wielu wypadkach jeste-
śmy już niewolnikami? Ile to razy niewolę nazywamy wolnością?
60
Niekiedy swawolę też określamy jako wolność. Mylimy pojęcie
wolności, ograniczając je do „mam-prawo-do” lub „wszystko-
mogę-co-mi-się-chce”.
Prawda jest towarem deficytowym. Brakuje prawdy w dzi-
siejszym świecie, bo brakuje w nim Boga. Bo wiele rzeczy próbuje
się układać po swojemu, bez Jezusa. Nie zważa się na prawdę i
dobro, lecz często imieniem Bożym próbuje się zasłaniać swą nie-
godziwość i godzić w dobro drugiego człowieka.
Jak zatem w świecie tak ubogim w prawdę może odnaleźć
się chrześcijanin? Mamy być tymi, którzy będą ten świat przemie-
niać, nie poddając się ani nie wycofując w obliczu napotykanej
nieprawdy. I to jest nasze zadanie.
Małe dziecko buduje swoją pewność siebie poprzez to, że
mama wierzy w jego możliwości. Nawet jeśli matczyne serce od-
czuwa lęk o dziecko, to wie, że bycie matką nie jest nieustannym
byciem tuż obok. Matka, która kocha, rozumie, że usuwanie trud-
ności i kłód spod nóg dziecka to zazwyczaj stwarzanie złudzenia i
iluzji bezpieczeństwa. Trzeba puścić dziecko, żeby popełniło błąd,
bo to co trudne uczy życia.
Zobaczyłem pięknego motyla. Zafascynowany jego kolo-
rowymi skrzydłami postanowiłem go gonić. Nie patrząc jednak,
gdzie biegnę, wpadłem na duży kamień ukryty w trawie. Upadłem
i nabiłem sobie wielkiego guza na czole. Poczułem ból. Zaczęły
płynąć mi łzy. Mama szybko przybiegła, zobaczyła, co się stało i
przytuliła mnie mocno. Widzisz, powiedziała ciepło, czasem mu-
simy się nauczyć na własnych błędach. Od tego dnia stałem się
odrobinę mądrzejszy. A mój guz przez jakiś czas przypominał mi,
że uczenie się na błędach jest po prostu cenną lekcją.