Duchowe pielgrzymowanie Duchowość PPAG 2020

DZIEŃ VIII / ZNIKNĄŁ IM Z OCZU… / KONFERENCJA

„W tej samej chwili, kiedy dwaj przyjaciele rozpoznali Go po łamaniu chleba, On znika z ich pola widzenia. Kiedy chleb został im dany do spożycia, przestają Go widzieć przy stole. Gdy oni jedzą, On staje się niewidoczny. Kiedy nawiązują z Jezusem najgłębszy kontakt, obcy – który stał się przyjacielem – odchodzi od nich. Ściśle mówiąc, kiedy jest najgłębiej z nimi obecny, to w tym samym momencie znika” – napisał kiedyś w niewielkiej książeczce „Z płonącymi sercami” Henri J.M. Nouwen. Uczniowie z Emaus uczą nas rozpoznawać Chrystusa zmartwychwstałego takiego, jaki pojawia się dzisiaj w naszym życiu: zawsze idącego naprzód, nie dającego się nigdy zatrzymać. Towarzysz ten jest równie bliski, co trzymający się z daleka. Ukazuje się po to, aby zniknąć. Jest obecny w nieobecności. Święty Augustyn pociesza nas, mówiąc: „Nieobecność Pana nie jest prawdziwą nieobecnością. Miej ufność, zachowaj wiarę, On jest z tobą, nawet jeśli nie widzisz”. 

Dlatego popatrz w lustro. (Generalnie w warunkach pielgrzymkowych usilnie zalecamy, aby nie brać, nie pożyczać, w ogóle do niego nie zaglądać! Chyba, że ktoś potrzebuje porządnie sobie popłakać…, ale tym razem zróbmy wyjątek! :-)) Zobacz w sobie miejsce na Boga. Nie miejsce w kącie. Miejsce pierwsze, w samym środku ciebie, w samym centrum twojej samotności. Teraz może przyjść ON, Twój Bóg. JA odchodzi, robiąc miejsce dla Chrystusa. Niewiele więcej możesz. Boga nie zmusisz. Jego przyjście jest łaską. Możesz tylko zrobić Mu miejsce – pozbyć się JA. Przestać wciąż mówić JA. Nie szukać swego. Nie upominać się, nie obrażać, nie histeryzować, gdy chodzi o „moją osobę”,
o moje JA. Nie czekać na spektakularne cuda i wielkie znaki.
A wtedy będzie miejsce. Ty możesz tylko prosić, by zechciał przyjść i tę pustkę wypełnić, i nadać sens życiu. I jedynym znakiem, jaki zobaczysz, będzie biały chleb i kielich wina w rękach kapłana. Nawet smaku nie zmienią, choć będzie w nich prawdziwy i żywy Bóg. I z pozoru zwyczajny opłatek będzie miał moc wypełnienia całego Ciebie i przemiany twojego życia. Jeśli zrobisz miejsce, jeśli pozwolisz Mu działać. Jezus Chrystus, Twój Bóg, przychodzi, by żyć już nie obok ciebie, ale w tobie. Bardziej zjednoczyć się nie można. W Eucharystii wypełni cię tak, że wszystko, co twoje, będzie Jego, a to, co Jego – twoje. 

Ksiądz Andrzej Draguła zauważa, że „kiedy myślimy o obecności Chrystusa w kontekście Mszy św., zdarza się nam koncentrować wyłącznie na znakach eucharystycznych. Nawet hasła wiszące
w naszych zakrystiach typu Cisza! Pan jest blisko sugerują wyłącznie Jego bliskość w tabernakulum”. Tymczasem jałmużnik papieski kard. Konrad Krajewski uwrażliwia nas: „Zobaczcie, co ciekawego dzieje się po Komunii Świętej. Kapłan daje nam Hostię i mówi: «Ciało Chrystusa». My przyjmujemy Go i natychmiast On bierze nasze ciało, by wyjść z Kościoła. To się nazywa mądrze inkarnacją, to znaczy Jezus potrzebuje naszego ciała, by być obecnym w świecie”. 

Pozwólcie mi jeszcze przytoczyć w tej konferencji fragment jego homilii wygłoszonej w Łodzi podczas Święta Eucharystii w 2014 roku. To jest balsam na serce. To jest niesamowicie motywujące! 

„Szedłem za Tobą, Panie Jezu, w Hostii utajonym… I tak idąc za Tobą ulicami naszego miasta myślałem o tym, jak Ty nie mieścisz się w kościele. Jak bardzo pragniesz z niego wychodzić, żeby brać udział w naszym codziennym życiu. W moim życiu. Pan idzie
z nieba… Zagrody nasze widzieć przychodzi, i jak się Jego dzieciom powodzi. Największy Skarb, jaki mamy w Kościele, to Najświętszy Sakrament. To Twoja Obecność pod postaciami chleba
i wina. Prostszych znaków nie da się już wymyślić. Garść mąki, kropla wody, słowa kapłana – świętego lub nie, i stajesz się obecny wtedy, kiedy my chcemy! Kiedy my Cię przywołujemy na ołtarz. Co za pokora i posłuszeństwo?! Możemy się Tobą karmić, adorować lub… nie zwracać na Ciebie uwagi nawet przez całe życie! Możemy Cię także zaprosić do naszego życia i pozwalać Ci wychodzić z kościoła po każdej Komunii św. Po każdej spowiedzi. Wtedy ja staję się monstrancją, wtedy ja staję się Twoim tabernakulum. Wtedy ja Cię noszę w sobie i mogę Cię zabrać ze sobą wszędzie, gdzie idę. Do szkoły, na uczelnię, do mojego domu, do rodziny rozbitej, skłóconej, rozwiedzionej. Mogę Cię zabrać tam, gdzie sobie w życiu nie radzę, nawet w miejsca, gdzie moja miłość po błocie chodzi. Dlaczego więc Ciebie nie widać na ulicach naszego miasta, w naszych urzędach, w naszych rodzinach? Dlaczego nie roznosimy Twojego zapachu dokądkolwiek idziemy? A może to nie jest problem Twojej obecności, ale mojej wiary? Wynoszę Cię z kościoła, ale nikt Cię we mnie nie rozpoznaje. Może ja Cię zasłaniam sobą: nie staję się znakiem widzialnym Twojej rzeczywistości niewidzialnej?”

A jeszcze gdzie indziej kard. Krajewski dopowiedział: „Po Komunii Świętej jestem nosicielem Boga. Roznoszę Go. Jego zapachu może każdy doświadczyć, jeśli ja Go zaniosę. Jestem żywym tabernakulum. Tym tabernakulum powinienem być przede wszystkim po Mszy Świętej, kiedy wychodzę ze świątyni. Kiedy idę na takie drogi naszego miasta, gdzie mogę się też zgubić”.

To nie tylko ładny tekst, żeby sobie chlipnąć i siorbnąć w rękaw! Święty Paweł z niezwykłą emocją pyta: „Czy nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży w was mieszka?” (1 Kor 3,16). A kawałek dalej: „Czyż nie wiecie, że wasze ciało jest świątynią Ducha Świętego, który jest w was? Macie Go od Boga i nie należycie już do siebie? Bóg wykupił was za wielką cenę. Oddajcie więc Bogu chwałę w waszym ciele!” (1 Kor 6,19-20). Żeby te słowa stały się ciałem, musi dojść do pogłębienia wiary w obecność Boga we mnie, a przez to również do innego spojrzenia na siebie samego i wszystkie sprawy mojego życia. Coraz więcej ludzi (szczególnie młodych) nie akceptuje siebie niemal we wszystkim, co składa się na ich człowieczeństwo. Nie odpowiada im wygląd zewnętrzny i duchowe oblicze. Nie są zadowoleni
z posiadanych zdolności i zdobytych umiejętności. Zazdroszczą innym sukcesów, a siebie uważają za nieudaczników. Gardzą sobą z powodu upadków i słabości, które trzymają ich w niewoli. Stają się agresywni, smutni i zagubieni. Jest też drugi biegun: nie brakuje tych, którzy z kolei uważają się za bogów, którzy wszystko mogą i którym wszystko wolno. Z góry patrzą na tych, którzy mniej mają lub mniej mogą. Dobra Nowina o tym, że w nich mieszka wszechmocny Bóg, nie potrafi się przebić do ich serca przez wiele warstw wątpliwości, zbytniego zaangażowania w sprawy tego świata, własnych grzechów i słabości.

Pomyśl dzisiaj na Eucharystii, że to zmartwychwstały Jezus jest w niej obecny. On sam łamie chleb. On sam mówi do Ciebie słowa miłości. Otwórz swe serce na te słowa tak, aby zaczęło płonąć podobnie jak serce uczniów z Emaus. A kiedy prezbiter podczas komunii poda Ci połamany chleb, pomyśl, że podaje Ci go sam Zmartwychwstały. Chce On uleczyć to wszystko, co w Tobie złamane, rozbite…

W sytuacji, gdy nie masz możliwości przyjęcia komunii świętej poprzez spożycie Ciała/Krwi Pańskiej, możesz – jeśli jesteś
w stanie łaski uświęcającej – wzbudzić pragnienie przyjęcia komunii duchowej.
Skuteczność komunii duchowej zależy od żarliwości tęsknoty. Jeśli jest szczera i żarliwa, może prowadzić do mistycznego zjednoczenia z Jezusem Eucharystycznym, o czym opowiadają życiorysy świętych, np. Stanisława Kostki. Jeśli jest zmieszana z wątpliwościami, letniością ducha, brakiem modlitwy, owoce jej są mizerne.

Ksiądz prof. Ireneusz Mroczkowski przypomina, że komunia duchowa zakłada trzy akty: akt wiary w realną obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii; akt miłości skierowanej ku Jezusowi oraz akt pragnienia osobistego spotkania z Jezusem. Dobrą ilustracją związku komunii duchowej z Eucharystią są ewangeliczni uczniowie idący do Emaus. Uciekając z Jerozolimy, czuli się tak samo zawiedzeni, tęsknili za Jezusem. Rozpoznając Go przy „łamaniu chleba”, mieli szczęście doświadczyć owoców komunii duchowej w bezpośredniej konfrontacji ze Zbawicielem. Można przypuszczać, że po tamtej celebracji najlepiej wiedzieli, czym jest komunia duchowa. Jej owoce zależą od pamięci eucharystycznej oraz tęsknoty do Jezusa z Wieczernika, Golgoty i poranka wielkanocnego.

Dlaczego przypominamy pielgrzymom o komunii duchowej? Nie tylko z powodu pandemii (nie wiemy, czy w ciągu najbliższego roku nie będzie konieczności powtórnego zamknięcia świątyń). Bardziej chcemy zwrócić uwagę na pielęgnowanie jej jako jednej
z form duchowości eucharystycznej, np. podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Pisał o tym Jan Paweł II w Encyklice
o Eucharystii: „Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi, poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać
w naszych czasach przede wszystkim sztuką modlitwy, jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie
i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!” (Ecclesia de Eucharystia, nr 25).

Na koniec słowo o jeszcze jednej ważnej sprawie w kontekście rozważanego dzisiaj zdania: „Zniknął im z oczu”. Adresuję je do księży, liderów, animatorów, a właściwie do wszystkich pielgrzymów PPAG. Obecna sytuacja pandemiczna, ale i ostatnie lata często przyprawiały nas o duszpasterską „załamkę”; szczególnie kiedy topniała liczebność grup czy uczestników różnych wydarzeń/spotkań. Zbigniew Nosowski (redaktor naczelny „Więzi”)
w marcu bieżącego roku przestrzegał przed pokusą wielkich liczb: „Pokusie wielkich liczb ulegamy, gdy zaczynamy w duszpasterstwie robić coś po to, żeby było nas dużo. Gdy najbardziej zaczyna się liczyć efekt skali, a nie tworzenie przestrzeni dla Ducha. Gdy celem staje się wymierny, obliczalny sukces duszpasterski, a nie człowiek. Jan Paweł II uczył, że «człowiek jest drogą Kościoła». Człowiek w liczbie pojedynczej – a nie zbiorowość. Bo w tłumie człowiek może się zgubić. Może być tak jak z Zacheuszem, zwierzchnikiem celników w Jerychu. Ewangelista Łukasz pisze
o nim, że nie mógł ujrzeć Jezusa «z powodu tłumu», jaki Go otaczał. Ale Jezus wypatrzył go siedzącego na sykomorze i odezwał się do niego osobiście, po imieniu: «Zacheuszu, zejdź», «dziś muszę zatrzymać się w twoim domu» (Łk 19,1-10).

Historia Zacheusza przypomina, że wiara to przede wszystkim osobista relacja z Bogiem, a duszpasterstwo to wypatrywanie człowieka w tłumie […].

Religijny tłum naprawdę może przesłaniać Jezusa. Wtedy wszystko niby jest w porządku: są celebracje, obrzędy, sakramenty, ale Jego nie widać”.

Warto wykorzystać ten dziwny czas, tę nietypową pielgrzymkę,
a kto wie – może jeszcze kilka jesiennych duszpasterskich wydarzeń, aby na nowo przemyśleć, jak je przygotowywać, żeby stworzyć przestrzeń dla wymiaru osobistego, żeby nie przytłoczyć jednostki przez tłum, żeby ewangelizacja była zapraszaniem osób do wejścia w intymną relację z Bogiem? 

Potraktujcie to jako zadanie na dzisiaj: wypiszcie pomysły, jak to zrobić i przekażcie kierownikowi PPAG, przewodnikom, duszpasterzom!