Duchowe pielgrzymowanie Duchowość PPAG 2022

DZIEŃ 3 / KONFERENCJA

Wstańcie, chodźmy do żyjących w związkach niesakramentalnych i do osób homoseksualnych Tajemnica bezradności

Jesteśmy posłani do tych, którzy żyją w grzechu. Do osób homoseksualnych, które żyją w związkach bez sakramentu. Do heteroseksualnych, które żyją w związkach bez sakramentu. Jesteśmy do nich posłani, a po ludzku wiemy, że prawdopodobnie niczego w ich życiu nie naprawimy. A jednak – jesteśmy do nich posłani. Posłani w pokoju Chrystusa. 

Nauka Kościoła o homoseksualizmie jest jednoznaczna. Składają się na nią trzy elementy. Po pierwsze, negatywna ocena współżycia homoseksualnego. Po drugie, wezwanie do szacunku i zrozumienia potrzeb duszpasterskich osób homoseksualnych. Po trzecie (i to jest wniosek z poprzednich dwóch), wezwanie osób homoseksualnych do wstrzemięźliwości, a pozostałych do współczucia i delikatności. Te trzy elementy są równoważne i nie wolno nam – jeśli chcemy pozostać wierni nauce Kościoła – podkreślać tylko jednego z nich, lekceważąc pozostałe.

Katechizm Kościoła Katolickiego trzy punkty poświęca zagadnieniu zatytułowanemu Czystość i homoseksualizm. W punkcie 2357 czytamy:„Homoseksualizm oznacza relacje między mężczyznami lub kobietami odczuwającymi pociąg płciowy, wyłączny lub dominujący, do osób tej samej płci. Przybierał on bardzo zróżnicowane formy na przestrzeni wieków i w różnych kulturach. Jego psychiczna geneza pozostaje w dużej części niewyjaśniona. Tradycja opierając się na Piśmie Świętym, przedstawiającym homoseksualizm jako poważne zepsucie, zawsze głosiła, że «akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane». Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane”.

Kolejny, 2358 punkt stwierdza: „Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi ona trudne doświadczenie. Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji. Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji”.

Wreszcie punkt 2359 mówi: „Osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej”.

Tyle, jeśli chodzi o Katechizm – nie ma tu ani słowa więcej. Jezus bezpośrednio na temat homoseksualizmu się nie wypowiadał. Mówił o nim za to św. Paweł i również jego słowa (pomijając cały ich kontekst historyczny) warto tu przytoczyć.

W Liście do Rzymian (Rz 1,26-27) czytamy: „Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie”.

W Pierwszym Liście do Koryntian (1 Kor 6,9-10) Paweł do tego problemu znów powraca, tym razem krótko tylko o nim wspominając:„Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwiąźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego”.

Papież Jan Paweł II na temat homoseksualizmu nie wydał żadnego odrębnego dokumentu. W swoich wypowiedziach odnosił się do niego pośrednio, podkreślając zdecydowanie wagę związku między mężczyzną a kobietą. W powszednim nauczaniu kilkakrotnie negatywnie oceniał próby nazywania związków homoseksualnych „rodziną” czy przyznawania im prawa do adopcji dzieci. Za jego pontyfikatu jednak Kongregacja Nauki Wiary w 1986 roku wydała „List o duszpasterstwie osób homoseksualnych”, który z jednej strony przypominał naukę Kościoła, a z drugiej podkreślał potrzebę pracy duszpasterskiej pośród osób homoseksualnych. Również na jego prośbę Kongregacja opublikowała „Uwagi dotyczące projektów legalizacji związków między osobami homoseksualnymi” (czerwiec 2003), w których podkreślała, że szacunek dla osób homoseksualnych nie oznacza aprobaty ich zachowań seksualnych czy legalizacji związków.

Papież Benedykt XVI w 2005 roku wydał „Instrukcję dotyczącą kryteriów rozeznawania powołania w stosunku do osób z tendencjami homoseksualnymi w kontekście przyjmowania do seminariów i dopuszczania do święceń”. Był w niej jednoznaczny: osoby z głębokimi skłonnościami homoseksualnymi do święceń kapłańskich dopuszczane być nie mogą.

Papież Franciszek na temat homoseksualizmu również nie milczy – jego słowa nie są jednak tak jednoznaczne, jak się potocznie wydaje. Owszem, słynne „Kim jestem, aby osądzać”, padło z ust Franciszka. Franciszek przypominał również, że nie tendencje homoseksualne, ale zachowania są grzechem. Mówił, że powinniśmy wszyscy prosić osoby homoseksualne o wybaczenie z powodu tego, jak są w społeczeństwie traktowane. Jednocześnie jednak stwierdzał, że martwi go homoseksualizm wśród księży i zakonników. Mówi z troską o swoistej modzie na homoseksualizm, która oddziałuje również na Kościół. 

Jeszcze zanim został papieżem, jako arcybiskup Buenos Aires w 2010 roku, w reakcji na głosowanie w parlamencie Argentyny nad ustawą o związkach jednopłciowych wołał: „Nie bądźmy naiwnymi: w sporze tym nie chodzi jedynie o walkę polityczną. Jest to destrukcyjny projekt wymierzony w Boży plan stworzenia. (…) Jest to działanie ojca kłamstwa, który pragnie oszukać i zmącić umysły dzieci Bożych. (…) W tych działaniach musimy dostrzec zazdrość diabła, przez którego wszedł grzech na świat i który pragnie zniszczyć obraz Boga w człowieku: w mężczyźnie i kobiecie, stworzonych przez Boga i którym to zostało polecone, aby wzrastali i rozmnażali się. Wołajmy zatem do Boga, aby zesłał swojego Ducha na parlamentarzystów, którzy będą głosować. Aby nie oddawali głosu, kierując się błędem lub koniunkturą, lecz aby głosowali, kierując się prawem naturalnym i prawem Bożym”.

To nie jest wołanie słabsze czy delikatniejsze niż wołanie biskupów, które dziś słyszymy. Potem w adhortacji Amoris laetitia Franciszek napisał: „W trakcie dyskusji na temat godności i misji rodziny, ojcowie synodalni zauważyli, że «odnośnie do projektów zrównywania związków osób homoseksualnych z małżeństwem, nie istnieje żadna podstawa do porównywania czy zakładania analogii, nawet dalekiej, między związkami homoseksualnymi a planem Bożym dotyczącym małżeństwa i rodziny». To niedopuszczalne, aby Kościoły lokalne doznawały nacisków w tej materii oraz aby organizmy międzynarodowe uzależniały pomoc finansową dla krajów ubogich od wprowadzenia praw ustanawiających «małżeństwo» między osobami tej samej płci”.

To jest ważny kontekst tych najbardziej znanych słów Franciszka. Uświadamia nam, że mimo iż zarzuca mu się coś innego, papież w swoim nauczaniu na temat homoseksualizmu jest wierny ortodoksyjnemu nauczaniu Kościoła: nie aprobuje czynów, ostrzega przed ideologią, ale przygarnia człowieka. Co więcej – przygarnia go nie mniej i nie bardziej, jak tego, który kradnie, zdradza albo w kościele ostatni raz był na Wielkanoc. Grzesznik jest grzesznikiem i jako taki potrzebuje nawrócenia. Nawrócenie nie jest warunkiem, ale owocem doświadczenia miłości – i dlatego właśnie papież z miłością do każdego grzesznika wychodzi.

Wychodzić do każdego z miłością: to jest nasze przykazanie. Czy to znaczy jednak, że nie wolno nam mówić o grzechu?

Wielu będzie tu mówić, że nie potępiają ludzi, ale ideologię LGBT. 

Przyjrzyjmy się zatem, czym jest ideologia. Według definicji słownikowej to zbiór poglądów służących do całościowego interpretowania i przekształcania świata. W potocznym znaczeniu pojęcie to odnosi się do wszelkich teorii, które nie są teoriami ściśle naukowymi: to zespół symboli, schematów myślowych, mitów i struktur językowych, ale i strategia zmian, i zespół ideałów, które nadają kierunek politycznemu i społecznemu działaniu. Jej zadaniem jest organizowanie zbiorowej tożsamości na rzecz wielkich zmian. 

Te ostatnie dwa zdania są najważniejsze: „strategia zmian nadająca kierunek polityce” i „organizowanie tożsamości zbiorowej”. To one pozwalają odkryć, jak to wygląda na poziomie człowieka. To, że człowiek – mój znajomy, twój znajomy – jest homoseksualny, w żaden sposób nie organizuje tożsamości zbiorowej, ani nie nadaje kierunku polityce. On po prostu taki jest. Taką ma orientację seksualną, na którą nie ma wpływu, która nie stała się jego wyborem. Dlatego mówimy, że człowiek nie jest ideologią. To ważne rozróżnienie. 

Oczywiście ideologia LGBT istnieje – zaraz do tego dojdziemy. Rzecz jest tu jednak bardziej skomplikowana, bo ideologia i człowiek to dwie różne rzeczywistości. Można wyznawać ideologię LGBT, czyli dążyć do proponowanych przez nią zmian społecznych i wcale nie być osobą homoseksualną. Można również być osobą homoseksualną i wcale ideologii LGBT nie wyznawać. Te rozróżnienia są ważne, żebyśmy wiedzieli, o czym mówimy – nie ranili się wzajemnie – a tym bardziej nie szufladkowali się, potępiając ludzi za to, na co nie mają wpływu, a ignorując to, co od nich zależy. 

Niektórzy próbują kwestionować istnienie ideologii LGBT. Jeśli jednak trzymać się definicji i mówić, ideologia to „strategia na rzecz wielkich zmian w zbiorowej tożsamości”, nie da się ukryć, że owszem, ideologia LGBT istnieje. 

Na poparcie tej tezy są dokumenty. Takim dokumentem jest choćby „Strategia wprowadzenia równości małżeńskiej w Polsce na lata 2016-2025”. Dokument ten powstał jako wynik prac Stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza we współpracy z organizacjami pozarządowymi. Już pobieżna lektura tego tekstu pozwala zauważyć, jak precyzyjnie wprowadzana jest w życie owa strategia. Zaplanowane w niej zostały choćby odbywające się Marsze Równości w poszczególnych miastach – każdego roku w coraz większej sieci. Strategia definiuje również wprost swoje cele: doprowadzenie do legalizacji małżeństw jednopłciowych, wprowadzenie do szkół programów promujących postawy homoseksualne i ścigania z urzędu aktów homofobii. Działania te są wspierane przez organizacje międzynarodowe (nie miejmy złudzeń co do spontaniczności Marszów). Trudno jest udawać, że tak szeroko zakrojone działania nie są działaniami ideologicznymi, zwłaszcza że ich inicjatorzy nie ukrywają, że ich celem jest wyznaczanie kierunków działań politycznych i społecznych. Ideologia LGBT zatem istnieje – choć nie każda osoba homoseksualna musi się z nią zgadzać czy nawet być pod jej wpływem. 

Co na to Kościół? Kościół z ideologią zgodzić się nie może. Co ważne, nie może się zgodzić nie tylko dlatego, że jest ona przeciwna jego nauczaniu. Kościół sprzeciwia się po prostu każdej ideologii, jako zjawisku niebezpiecznemu dla wolności człowieka – ideologia bowiem narzuca i człowiekowi, i całemu społeczeństwu „jedyny słuszny” sposób postępowania i myślenia. Inaczej rzecz ujmując, ideologia LGBT jest niebezpieczna nie tyle dlatego, że jest LGBT, ale dlatego, że jest ideologią: docelowo prowadzi do tego, że będziemy mieli prawo wypowiedzenia się jedynie „za”, nigdy „przeciw”.

Jak w takim razie odróżnić ideologię od człowieka, nawet jeśli ją wyznaje? Jak przyjmować człowieka, który cierpi z powodu homoseksualnych skłonności i nie chce promować żadnej ideologii? Jak potępić ideologię, ocalając człowieka? Potrzeba tu naszej wielkiej delikatności. Przez sam fakt przynależności do danej grupy ludzie zapewne poczują się zaatakowani. To właśnie dlatego tak trudno jest w praktyce odróżniać człowieka od ideologii, w której ktoś próbuje go zamknąć. I być może ideologiczne myślenie o homoseksualizmie kończy się wtedy, gdy osobiście takie osoby znamy – gdy mają swoje imiona i są naszymi przyjaciółmi. 

Oczywiście żadna przyjaźń nie zmienia faktu, że zgodnie z nauczaniem Kościoła aktywność homoseksualna jest grzechem. Ktoś może powiedzieć zatem: mamy prawo potępiać taką aktywność, mówimy w ten sposób jedynie prawdę! Prawda jest przecież najważniejsza!

Owszem, prawda jest ważna. Prawda jest ważna w naukach biologicznych. Jest ważna w historii. Jest ważna w sądzie. Tam możemy też ją odrywać obiektywnymi, naukowymi narzędziami, które nie pozostawiają wątpliwości. Prawda jest również ważna w Kościele – tu wyznajemy ją naszą wiarą. 

Obok prawdy mamy jednak i inne wartości, które wcale nie są mniej ważne. Już Sokrates do mówienia prawdy dodawał dwa kryteria: kryterium dobra i kryterium pożyteczności. Chrześcijaństwo mówi o prawdzie, która jest nieodłącznie spleciona z miłością i bez niej nie występuje. Musimy być świadomi, że odpowiedzialność za słowo domaga się przewidywania efektów, jakie owa prawda wywoła. 

Czy prawda, którą głosimy, wypowiadana jest z miłością? Czy zachwyci Ewangelią? Czy przyciągnie do Jezusa? Czy może wpisze się w polityczną walkę i sprawi, że ludzie jej słuchający zaczną kogoś nienawidzić? Jeśli to ostatnie, trzeba powiedzieć jasno: tak, głoszone słowa nie są chrześcijańską prawdą.

Wymogiem, który stawiają nam dokumenty Kościoła w relacji wobec osób homoseksualnych, jest szacunek. Szacunek nie jest teorią – jest elementem składowym spotkania. Nie okazuje się go deklaracjami, rzucanymi w tłum i połączonymi na jednym wdechu z potępieniem zachowań. Nie okazuje się go również słowami, które dyskwalifikują: „pogańskie bezbożnictwo” czy „wypier…”. Przepraszam za brutalną dosłowność, ale trzeba jej doświadczyć i zestawić z katechizmową „delikatnością”, żeby zrozumieć ciężar tych słów. Trafiają one również do ludzi, którzy odkrywają w sobie homoseksualizm, a siedzą w pierwszej ławce w Kościele albo przynajmniej tęsknią za Bogiem. Te słowa ich wykluczają, wypychają z przestrzeni, którą uważali za swoją. Wrogów nie przekonają – a tych, którzy byli dotąd przyjaciółmi, skrzywdzą i uczynią nowymi wrogami.

Jako chrześcijan bolą nas agresywne ataki na to, co dla nas ważne, zwłaszcza na chrześcijańskie symbole, z upodobaniem otaczane tęcząalbo wykorzystywane wprost bluźnierczo. Jako chrześcijanie nie wiemy, co powiedzieć czterolatkowi, który oświadcza, że kiedyś będzie miał „męża albo żonę”. Nie chcemy, by ktoś otwierał mu wyobraźnię w kierunku, w którym sama być może nigdy by nie poszła.

Jako chrześcijanie nie wiemy, jak przyjąć w domu dziewczynę swojej córki i czy jechać na jej homoseksualny ślub w Amsterdamie. Co jest ważniejsze: miłość czy świadectwo prawdzie o grzechu? To są elementy, które najpierw wywołują w nas niepewność i lęk – a jeśli ich w sobie nie zrozumiemy, przerodzą się w agresję.

Niepewność i lęk przeradzają się w agresję również po drugiej stronie. Odkrywanie niechcianego homoseksualizmu, próba ukrywania, konieczność stanięcia z odkryciem wobec rodziców czy bliskich, to wszystko rodzi paniczny wręcz lęk. Nawet jeśli nikt wprost ich nie atakuje, homoseksualiści słyszą w zwykłych rozmowach to, co stać się może przyczyną ich odrzucenia. Bojąc się zdemaskowania, często sami są najbardziej homofobiczni. Jeśli ten lęk nie zostanie zrozumiany, przerodzi się w agresję.Być może tu właśnie jest klucz do sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Polityczne potyczki ideologów wyzwoliły i nakarmiły w ludziach ich lęki. Im bardziej czujemy się zagrożeni, tym więcej w nas agresji. Im głośniej krzyczą jedni, tym silniejsze działa wytaczają drudzy. To sytuacja, której nie wolno już nakręcać, pytając, kto ma rację. To sytuacja, którą natychmiast trzeba przerwać.

Jak w praktyce żyć Ewangelią wobec osób homoseksualnych? Przeciwstawiając się wprowadzaniu do szkół programów edukacji opartych na ideologii LGBT, Kościół w Ameryce Łacińskiej wprowadza program edukacji seksualnej „Ucząc się kochać”. Program oparty jest na integralnej formacji uczuciowej, seksualnej i duchowej. Uczy dzieci, jak przeciwstawiać się przemocy, presji grupy, jak być wdzięcznym za dar życia. To dobry kierunek, pozytywny, walczący z ideologiami dużo skuteczniej niż wzajemne obrzucanie się epitetami.

Na pytanie odpowiadał też kiedyś pewien misjonarz z Boliwii: 
– Byłem w parafii Urubicha o najwyższym wskaźniku chorych na AIDS. Relacje homoseksualne były tam na porządku dziennym. Byłem z tymi ludźmi, jeździłem z nimi do szpitala. Ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy organizować manifestacje o równe prawa. Co więcej, kiedy mówiłem tam kazania, dotyczyły one wzmocnienia tradycyjnej rodziny.

Jak żyć Ewangelią wobec osób homoseksualnych? To może naiwne, ale niegłupie postawić sobie to stare pytanie: „Co zrobiłby Jezus?”. Co zrobiłby Jezus, nie ten z pobożnych książek, ale gdybyśmy stanęli razem tam, w Galilei? Ktoś mówi, że powiedziałby „Idź i nie grzesz więcej”. Święta racja. Tylko On to mówił zawsze na koniec spotkania. On to mówił po tym, jak okazał miłość, jak przygarnął, jak uzdrowił. Oskarżenie nie jest dla Jezusa punktem wyjścia: bo oskarżenie zamyka relację miłości.

***

Sam fakt, że ludzie żyjący w niesakramentalnych związkach nie są dopuszczani do sakramentów, jest świadectwem Kościoła o wielkiej wadze sakramentu małżeństwa. Kościół widzi tu problem, nie udaje, że go nie ma. Dlatego komunii św. tym ludziom nie udziela. I to rzeczywiście jest dla nich często bardzo bolesne – powraca jako osobisty dramat, czasem jako problem przy okazji kolejnych rodzinnych uroczystości. Jeśli wierzą, to żadna adoracja czy błogosławieństwo nie zastąpią im Komunii – jest w nich pragnienie i tęsknota. Ona w nich nie wygasa, ona ich do kościoła prowadzi, ona ich trzyma w duszpasterstwie związków niesakramentalnych, choć nigdy się nie spełnia. I to duszpasterstwo nigdy nie da poczucia, że „nic się nie stało, nie ma problemu”. 

W naszej relacji do osób żyjących w związkach niesakramentalnych – ale również w relacji do osób homoseksualnych – łatwo jest nam przyjąć postawę starszego syna z przypowieści o synu marnotrawnym. My jesteśmy porządni, my się staramy, a tamci źli grzesznicy zgarniają całą uwagę i Bożą miłość. Jakże to tak! Przecież Bóg powinien nas kochać, a ich potępić! A przynajmniej powinien wymagać bezwzględnego posłuszeństwa, zanim ich przyjmie z powrotem i urządzi dla nich ucztę! 

Ale w przypowieści Jezusa ojciec nie pyta marnotrawnego syna, czy już nigdy więcej sobie nie pójdzie. Nie stawia żadnych warunków. Jezus mówi kobiecie cudzołożnej „idź i nie grzesz”, ale nie mówi: „obiecaj, że nigdy już tego nie zrobisz”. Nie idzie za nią i jej nie sprawdza. A jeśli upadnie kolejny raz – nie przyjdzie do niej obrzucić ją kamieniami. 

Popełniamy czasem błąd, nie rozumiejąc, że przebaczenie i pojednanie to nie są synonimy. To dwie różne rzeczy, choć do siebie zbliżone. Przebaczenie nie jest jeszcze pojednaniem, jest tylko pierwszym krokiem. Bóg przebacza każdemu, kto o to prosi. Ale to, czy ów człowiek pojedna się z Bogiem i będzie żył z Nim w miłości i według Jego praw – tego nie wiemy. Może ktoś zmieni swoje życie po przebaczeniu. A może nie będzie miał siły. A może będzie pełen zapału przez tydzień albo miesiąc, a potem stwierdzi, że jednak nie umie żyć inaczej. Jezus nie odwołuje swojego przebaczenia. Nie żałuje, że nie potępił. To ludzie żałują, że Bóg tego nie robi. 

Ważne jest wiedzieć i zapamiętać jedno: Dekalog jest dany dla mnie. Dekalog jest po to, żebym to ja go przestrzegał, a nie po to, żebym jego miarą mierzył i sądził innych. Rozsądzać, komu udało się przestrzegać Dekalogu według Bożego zamysłu, będzie tylko sam Bóg. Dlatego posłani do ludzi żyjących w sytuacji, która przed Kościołem nie jest uregulowana, mamy tylko jedno zadanie: mówić im o tym, że Bóg przebacza. I kochać tych ludzi w bezradności naszych sądów. I troszczyć się o siebie, o życie w czystości, które będzie dla innych świadectwem. Do tego jesteśmy posłani, z tym mamy iść w świat – żeby przemieniać go skutecznie i w prawdziwej miłości Jezusa.