Duchowe pielgrzymowanie Duchowość Grupy kolorowe Grupy promieniste Grupy rowerowe PPAG 2020

DZIEŃ II / ROZMAWIALI I ROZPRAWIALI Z SOBĄ… / KONFERENCJA

Cały czas jesteśmy w drodze. Nie doszliśmy jeszcze do celu. Nawet jeśli fizycznie nie pielgrzymujemy, to przecież zmierzamy ku wieczności. Nie jesteśmy stąd. Przyszliśmy tutaj na chwilę, przed kilkunastu laty. Mieliśmy dorosnąć, skończyć jakąś szkołę, spotkać paru przyjaciół. I za jakiś czas mamy wrócić do siebie. Nie, nie wiem dokładnie kiedy. Ale niedługo. Może jeszcze kilkadziesiąt lat przy odrobinie szczęścia. Pewnie mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia. Widocznie jeszcze gdzieś czekają na nas jacyś ludzie. Widocznie jeszcze gdzieś się przydamy. Można powiedzieć, że jesteśmy na moście, a na moście nie buduje się domu. Dom będzie dopiero wtedy, kiedy przez ten most przejdziemy. „Ziemia nie pachnie jak dom”. Nasz dom jest gdzie indziej. Stamtąd przyszliśmy i tam wracamy. Nie wiemy, jak długo to potrwa – ale wracamy… Napisałeś testament? 😉

Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi […]. On zaś ich zapytał: Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze? (Łk 24,14-17).

Wszyscy i każdy z nas ma własną drogę do Emaus. Na tej drodze spotykamy jedni drugich. Na niej uczymy się wzajemnie poznawać. Antoine de Saint-Exupéry pisał, że „jesteśmy jedni dla drugich pielgrzymami, którzy różnymi drogami zdążają w trudzie na to samo spotkanie”. Te słowa pokazują, jak ważna jest wspólnota drogi. Żaden pielgrzym, żadna uczestniczka pielgrzymki nie są sami w drodze. Każda i każdy są połączeni z innymi. Nawet ten, kto jest w drodze bez grupy pielgrzymkowej, mieści się w szeregu wielkiej wspólnoty tych, którzy mają przed oczami ten sam cel pielgrzyma. Pielgrzymka łączy ludzi. Pielgrzymka spaja – czy tego chcemy, czy nie. „Jeden pielgrzym to żaden pielgrzym”. 

Dzisiaj grupy nie są już tak liczne jak dawniej (chociaż i są takie, które przekraczają sto osób), ale pamiętam wyrzut jednej z pątniczek sprzed wielu lat: „Tym razem w ogóle nie szliśmy obok siebie. Choć w ubiegłych latach chodziliśmy «ramię w ramię»
i w «czasie dla bliźniego» dużo i na różne tematy rozmawialiśmy. Bardzo mi tego brakowało!”

Uczniowie do Emaus szli smutni, ale na pewno nie milczący! To była ożywiona rozmowa. Wskazują na to użyte w oryginale greckie słowa homileó i suzéteó (w. 15). Pierwsze oznacza „rozmawiać z kimś”, „dyskutować”. Drugie oznacza wspólną dyskusję mającą na celu znalezienie tego, czego się szuka, konkretnego rozwiązania, dyskusję połączoną z zadawaniem pytań. W książce „Każdy jest teologiem”, którą na samym początku podarowałem uczestnikom spotkań „Teologia przy kawie”, Robert Rynkowski wyraźnie stwierdza, że „rozmowa uczniów to nie niezaangażowana konwersacja, lękliwa wymiana uwag, ale właśnie żywiołowe, gorące wspólne zastanawianie się, dyskutowanie, szukanie rozwiązania. Kleofas i jego towarzysz są może zawiedzeni
z tego powodu, że nie spełniły się ich nadzieje na zbawienie Izraela, przede wszystkim polityczne, może są smutni z powodu śmierci Mistrza, której znaczenia nie mogą pojąć, a z drugiej strony są zaskoczeni informacjami o pustym grobie i nie są w stanie tego wszystkiego ze sobą pogodzić. Mogli oni bowiem łatwo uwierzyć, że Jezus jest prorokiem, nawet w to, że jest Mesjaszem, ale nie takim, który niejako daje się zabić, a potem zmartwychwstaje. Dlatego rozprawiają o tym i starają się to zrozumieć”. 

A wiecie, że tak powinny wyglądać konferencje na pielgrzymce? Wielu nie przepada za tym punktem pielgrzymkowego dnia, bo w większości przyzwyczailiśmy się do półgodzinnego słuchania przewodnika czy innego konferencjonisty, po czym szybko wracamy do stanu sprzed i przeważnie narzekamy, że duszno, ciężko, daleko jeszcze albo szybko wyrywamy mikrofon głoszącemu, żeby zaśpiewać piosenkę i zapomnieć 😉 Pamiętam, że kilkanaście lat temu autor konferencji dodał jeszcze pod rozważaniami krótki dział – „Rozmowy przy mikrofonie” – i dołączył kilka pytań do omawianych treści, żeby pobudzić pielgrzymów do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, dopowiedzeniami. Fajnie było słyszeć, jak na postojach, noclegach, przy posiłkach, myciu ludzie dyskutowali nad najbardziej zapalnymi kwestiami. I tak naprawdę to wciąż obowiązuje. Może w tym lub w przyszłym roku konferencje będą tak ożywione? Wierzę, że tak!

Wróćmy na chwilę do uczniów zmierzających do Emaus. To ich rozprawianie było tak gorące, że w zacietrzewieniu nie rozpoznali swojego Mistrza. To zdumiewające. Jezus nagle jest tutaj. Natychmiast nawiązuje kontakt. Wydaje się, że mówi bardzo łagodnie. Żadnych wielkich deklaracji. Pyta o nowiny. A przecież już od dłuższego czasu był w drodze z tymi ludźmi. Ale cóż; zawsze ta sama historia. Przychodzi niezauważony. Nie rozpoznaje się Go. Dziwna to rzecz, ale Boga wyobrażamy sobie zawsze innym niż jest. Warto jednak rozmawiać, bo być może nasza wymiana zdań, na różne religijne zagadnienia, ma moc przyciągania Boga. A nawet jeśli przychodzi „nieproszony”, to robi to tak subtelnie, że uczniowie głośno ze sobą rozmawiają o tym, co raczej powinni starać się ukryć i dość łatwo opowiadają nieznajomemu o tym, co się wydarzyło w Jerozolimie oraz o swoich nadziejach związanych z Jezusem. Przecież nie mieli pewności, że nie jest to przeciwnik Mistrza z Nazaretu. Niesamowite jest w tym wszystkim to, że przekazali mu oni więcej niż tylko suchą informację: Oni zaś opowiedzieli Mu o Jezusie Nazarejczyku, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu jak arcykapłani
i przełożeni nasi skazali Go na śmierć i ukrzyżowali
.

Ksiądz Andrzej Draguła zwraca uwagę na to, że „do poznania
i rozpoznania Boga trzeba dojść
, bo to właśnie droga jest tym miejscem, gdzie dokonuje się proces”. I przywołuje fragment książki czeskiego teologa, ks. Tomáša Halíka: „Odpowiedzi stanowią pokusę zakończenia procesu naszego poszukiwania, jak gdyby przedmiotem rozmowy był problem – który już został rozwiązany. Powtarzajmy wciąż od nowa: w wierze nie chodzi o problemy, lecz o tajemnicę, i dlatego nie wolno nam nigdy schodzić
z drogi szukania i stawiania pytań”. 

Czeka nas ważne zadanie nie tylko w czasie pielgrzymki, ale szczególnie po niej i w ogóle: trzeba wskrzesić sztukę rozmowy. Ludzie płaczą, bo są samotni. Ludzie są samotni, bo nie potrafią usiąść długo w noc i rozmawiać. Nie potrafią mówić o swoich uczuciach, o swoich lękach, o swojej wierze, o radości. Czasem piszą jeszcze SMS-y, na Messengerze albo plotą trzy po trzy.
O znajomych, o planach na wakacje, o szkole, o pogodzie, o tym, co stało się dziś i co stanie się jutro – a z tym, co najważniejsze, zostajemy sami. Kto tylko gada, nie pocieszy. Kto nie zadaje niewygodnych pytań, nie pocieszy. Przecież my czekamy na niewygodne pytania!!! To one zmuszają nas do myślenia głębiej niż na co dzień, to one konfrontują nas z najtrudniejszymi przestrzeniami naszego życia! Samemu się nie chce, samemu strach, bo odpowiedź pociąga za sobą czasem zmianę całego życia. Ale kiedy ktoś zada to niewygodne pytanie, nie ma wyjścia. I paradoksalnie wtedy przychodzi ulga. Nawet gdy odpowiedź jest trudna, robi się lżej, że wreszcie padła. 

Dobra rozmowa z ludźmi zmagającymi się z dylematami podobnymi do tych, jakie mieli uczniowie idący do Emaus, polega na zadawaniu odpowiednich pytań. Właśnie na zadawaniu pytań, nie na głaskaniu po głowie i recytowaniu formułek przewidzianych na tę okazję. Niesamowite rzeczy dzieją się z człowiekiem, któremu ktoś pozwoli zwyczajnie mówić… Najpierw jedno słowo, dwa, trzy zdania i już zaczyna płynąć opowieść, w której znaleźć można wszystko: gniew, żal, początki smutku i złości, wszystko, co do tej pory bolało i nie było nazwane po imieniu. Dopiero to, co nazwane staje się możliwe do opanowania, dopiero to przestaje być groźne. Potrzebujemy uporządkowania. Potrzebujemy nazwania. Potrzebujemy powiedzieć, żeby siebie usłyszeć, spojrzeć przez chwilę
z boku, czasem nawet zauważyć, że to, co opowiadam, jednak jest trochę głupie! Opowieść buduje człowieka. Opowieść, którą płaczący stwarza, pomaga mu pozbyć się płaczu. 

Moja znajoma przepięknie kiedyś to wyraziła, mówiąc, że „Chrześcijanin powinien wysłuchiwać opowieści płaczącego świata. Nie mówić: «nie płacz», ale pytać: «dlaczego płaczesz?» Ma otrzeć każdą łzę – sprawiając, że ciężar staje się lżejszy, a nie podając przeciwbólowe środki. Chrześcijanin, pocieszając, ma reagować nie na skutki, ale szukać przyczyn, prowokować porządkowanie człowieka w jego wnętrzu. Trudna to sztuka, a my przywykliśmy do podawania chusteczek higienicznych. I chusteczki zawsze mamy w kieszeni, ale czas na to, żeby usiąść i pogadać, usiąść i posłuchać – już niekoniecznie”. 

Sztuki dobrej rozmowy warto uczyć się od mistrzów, dlatego mam dla Ciebie propozycję lektury. Sięgnij, proszę, po „Sankofę”. Książka jest rozmową Tomasza Gaja OP i Magdaleny Pajkowskiej… o życiu, a proste pytania i proste odpowiedzi ułożyły się autorom w opowieść o tym, jak go nie zmarnować. Skomplikowany świat „ja”, uczucia, powołanie, duchowość, miłość, poczucie winy, komunikacja, konflikt i psychoterapia to kolejne punkty na mapie tej wędrówki. Tytułowa Sankofa to aforyzm
z Afryki, który oznacza mitycznego ptaka patrzącego w przeszłość po to, żeby ją zrozumieć i ruszyć ku przyszłości. Warto przypomnieć sobie, skąd idziemy, kto nam towarzyszył, czego dokonaliśmy, a co nam nie wyszło. Taki opis znajdziesz na okładce,
a w środku jest taki genialny fragment: „Dobrej rozmowie we Włoszech sprzyja nie tylko wino, ale też kawa. Włosi często jedzą śniadanie w barze, bo tam mogą spotkać sąsiadów, znajomych. Tam czują, że są częścią jakiegoś świata. Czytają poranne gazety, dyskutują, w drodze do pracy zatrzymują się, by pobyć razem. […] W barze, gdy pijesz na stojąco espresso, możesz doświadczyć samej esencji rozmowy – mocnej, intensywnej, dającej siłę i poczucie bycia razem. Bo przecież wiesz, że jutro też się spotkacie…”.

Zadanie na dzisiaj: przyjrzyj się swoim rozmowom z bliskimi, przyjaciółmi, znajomymi i opisz w swoim dzienniku duchowym, jak one wyglądają.