Duchowe pielgrzymowanie PPAG 2018

DZIEŃ 5 / OBDAROWANI MĘSTWEM / KONFERENCJA

Witajcie Kochani!
Dziś wspominamy powstańców warszawskich. To szczególny dzień w historii naszego kraju. Kiedy będziemy już zbliżać się do noclegu, punktualnie o siedemnastej w całym kraju zawyją syreny upamiętniające poświęcenie powstańców, ich pragnienie wolności i bohaterstwo.

Myślę, że dziś nietrudno odgadnąć, o jakim darze Ducha Świętego sobie opowiemy – będzie to dar męstwa. Jednak, by męstwo nie stało się dla nas tylko synonimem bohaterstwa, heroizmu czy odwagi, potrzebujemy na ten etap dobrego przewodnika. Przewodnika, który otworzy nam szerzej oczy na ten dar i uświadomi, że męstwo nie kończy się na powstańczych barykadach warszawskich ulic albo na wąwozie w Termopilach, gdzie trzystu dzielnych Spartan odpierało atak wielotysięcznej armii Persów.

Najpierw jednak mała zagadka, którą ukradłem ze wspaniałego filmu pod tytułem: Życie jest piękne. Brzmi ona tak: Gdy wypowiesz moje imię, już mnie nie będzie. Czym jestem? Bohater tego filmu poradził sobie szybko; odpowiedź brzmiała: Cisza! Kiedy powiemy to słowo, cisza jest już wspomnieniem, które zastąpiliśmy dźwiękiem naszego głosu. Był w Ewangelii człowiek, do którego cisza przyklejona była jak skorupa do grzbietu ślimaka – nigdy się z nią nie rozstawał. Mowa o świętym Józefie, którego historia życia może powiedzieć nam wiele o darze męstwa.

W momencie, gdy spotykamy Józefa na kartach Pisma Świętego, jest on może osiemnastoletnim młodzieńcem (tak, tak, wcale nie starcem z siwą brodą!), który ma dobrą pracę i jest szanowany przez społeczność Nazaretu, o czym świadczy dobór słów użytych przez Ewangelistów.

W jego życiu wszystko układa się wręcz podręcznikowo – poznaje Miriam, zaręcza się z nią, czyli, de facto, według tamtejszej kultury, staje się jej mężem – jednak wtedy swoje trzy grosze wtrąca sam Bóg. I są to nie byle jakie trzy grosze – Miriam za sprawą Ducha Świętego staje się brzemienna, a Józef próbuje nie oszaleć
i ogarnąć rozumem, jak to możliwe, że ta śliczna, delikatna i czysta Miriam, której do tej pory nie przyłapał nawet na najmniejszym uchybieniu wobec Bożych przykazań, teraz zachodzi w ciążę
z jakimś nieznajomym typem. 

Józef zdążył już pokochać Maryję prawdziwie głęboką miłością
i dlatego chce ją po cichu ewakuować z Nazaretu, by nie ukamienowano jej za cudzołóstwo.

Wówczas na scenę wkracza anioł, który we śnie tłumaczy wszystko Józefowi. To spotkanie wystarcza, by ten zaufał Bożym planom. Nie wiem, czy być może nie raz Józef, spoglądając na dorastającego Jezusa, nie zastanowił się w duchu, czy to wszystko rzeczywiście jest prawdą. Wiemy jednak, że nigdy nie zmienił już swojej postawy wobec Jezusa i Jego Matki, i to pozwoliło mu stać się jednym z największych świętych Kościoła.

Zobaczcie – w historii świętego Józefa nie ma żadnych epizodów
z machaniem szabelką, żadnych dramatycznych rozterek, żadnych epickich monologów – jest tylko nieustanna troska o rodzinę dziejąca się zupełnie bez słów. Józef nie potrzebował słów; nie taką rolę wyznaczył mu Bóg. On miał stać się kustoszem, opiekunem Zbawiciela, jak nazwał go Święty Jan Paweł II. Miał być strażnikiem Świętej Rodziny. Kiedy nasza pielgrzymka zatrzyma się
w jego sanktuarium w Kaliszu – warto spojrzeć na świętego Józefa jako na człowieka prawdziwie wypełnionego darem męstwa.

Męstwo ma tyle twarzy, ile jest chwil codzienności, bo to właśnie w codzienności odkrywamy ten dar i to w jej dobrym przeżywaniu on nam dopomaga. Dlatego na naszej drodze ścieżką męstwa spotkamy jeszcze wielu przewodników, jednych prawdziwych, a innych wymyślonych przez wyobraźnię reżyserów. Zanim w tej sztafecie podbiegniemy do naszego kolejnego bohatera, chciałbym opowiedzieć o jednej historii z mojego życia, kiedy po raz pierwszy w pełni świadomie prosiłem Ducha Świętego o dar męstwa.

Było to po pierwszym roku seminarium, kiedy wraz z kolegą trafiliśmy na praktyki wolontariackie do szpitalnego oddziału chorób wewnętrznych, czyli na tzw. internę. Dwa tygodnie tam spędzone były jednymi z najbardziej pouczających w moim życiu, a spotkanie z tamtejszymi chorymi mogę śmiało nazwać dobrymi rekolekcjami.

Był pośród chorych pewien pan, nazwijmy go Stasiu, który miał dwie obcięte nogi i ważył grubo ponad sto kilo. Historia, którą opisuję, jest w sumie bardzo delikatna i dlatego opowiem ją
w skrócie. Pewnego razu pan Stasiu zawołał nas, prosząc, byśmy szybko pomogli mu się dostać do toalety, ogłaszając alarm czerwony, co w niepisanym protokole toaletowym oznacza bardzo pilną potrzebę. Niestety, toaletę dla niepełnosprawnych okupowała zupełnie sprawna pacjentka, która ani myślała z niej wyjść. Po dłuższej chwili walenia pięścią w drzwi w końcu dostaliśmy się
z panem Stasiem do łazienki, jednak było już za późno. Tu już sami musicie sobie wyobrazić, co się stało. Moment, w którym zabraliśmy się za opanowanie powstałego bałaganu, był jednym
z najdziwniejszych doświadczeń w moim życiu. Nie należę do osób przesadnie wrażliwych, ale wiedziałem, że będzie mi trudno sprostać temu zadaniu. Jednak już od pierwszej chwili kołatała mi w głowie myśl, że powinienem pomodlić się o dar męstwa. Byłem o tym absolutnie przeświadczony – czułem, że żadna ambona, żadna dyskusja na Facebooku [czyt. Fejsbuku], żadna wymiana zdań z niewierzącym kolegą nie potrzebują w tym momencie bardziej daru męstwa niż ta totalnie zabrudzona szpitalna toaleta
i równie brudny pan Stasiu. I Duch Święty przyszedł natychmiast – cała ta sytuacja z krępującej i niezręcznej stała się aktem prawdziwie chrześcijańskim – pochyleniem się nad drugim człowiekiem.

To między innymi dlatego dar męstwa nigdy nie kojarzył mi się
z wymachiwaniem szabelką i prężeniem dumnie piersi. Ale nic to, biegnijmy dalej w stronę naszego kolejnego przewodnika. Będzie nim również postać biblijna.

Otóż był sobie taki chłopak, pochodzący z mało znaczącego rodu izraelskiego, do tego najmłodszy wśród swoich braci. I w momencie, gdy jego bracia walczyli na śmierć i życie z wrogami ich narodu, Madianitami, nasz bohater, Gedeon, młócił ziarna, modląc się chyba, żeby nikt go w tym zatęchłym młynie nie odnalazł
i żeby wojna przeszła obok.

Jego modlitw – jak to zwykle bywa – Pan Bóg wysłuchał po swojemu, bowiem posłał na spotkanie z Gedeonem anioła. A ten, pozdrawiając Gedeona, woła: Pan jest z tobą, dzielny wojowniku! Trudno o celniej wbitą szpilę. (Zresztą, pojutrze jeszcze przekonamy się, jak Pan Bóg lubi podpuszczać swoich rozmówców!) Jednak tak jak przeważnie ludzie Biblii po spotkaniu z aniołem upadają na kolana i drżą ze strachu, tak tym razem trafiła kosa na kamień – nasz Gedeon, nie patyczkując się, odpowiada hardo: Jeżeli Pan jest z nami, skąd pochodzi to wszystko, co się nam przydarza? Potem już następuje tradycyjne przekomarzanie się, w którym powołany przez Boga Gedeon wymawia się, że przecież nie da rady, bo jest słaby, nic nie znaczy, a jego życie to jeden wielki strach.

A jednak Bóg twardo obstaje przy swoim: Idź z tą siłą, jaką posiadasz, i wybaw Izraela z rąk Madianitów! I rzeczywiście, Gedeon
z tą wątłą, niewidoczną, stale podszytą lękiem siłą, pokonuje swoich wrogów. A tym, dzięki czemu zwycięża, jest… właśnie strach! Ten sam strach, który kazał mu ukryć się w młynie, sprawił, że Madianici pouciekali, gdzie pieprz rośnie! A jedynym co zrobił Gedeon, było potłuczenie glinianych garnków, które narobiły tyle hałasu, że przerażeni Madianici pognali, co sił do swojej ojczyzny.

Historia Gedeona pokazuje bardzo piękny rys męstwa – męstwo niszczy nasze lęki. Neutralizuje je do tego stopnia, że nawet osoba zupełnie wycofana i strachliwa staje się Bożym herosem. Znam wiele osób, które nie mogły poradzić sobie ze swoimi emocjami
i lękami, ale spotkanie z Duchem Świętym uwolniło ich od tych dołujących doświadczeń. Do dziś pamiętam telefon od Malwiny, mojej koleżanki. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie i oznajmiła, że właśnie wróciła z kościoła, gdzie przed chwilą Duch Święty uzdrowił jej emocje i uleczył bolesne wspomnienia. Tak po prostu. To co później się z nią działo i to jak stała się wsparciem i przykładem dla innych, było oczywistym działaniem daru męstwa.

W ogóle wydaje mi się, że choć męstwo także służy do obrony wiary, do stawania w szranki ze złem i do składania najwyższej ofiary z życia, jak czynili to pierwsi chrześcijanie albo święty Maksymilian, albo święta Gianna [czyt. dżianna] Beretta Molla czy jak z nieco innych pobudek czynili to bohaterowie powstania warszawskiego, to jednak dar męstwa dużo częściej przyda się nam wtedy, gdy chcemy usłużyć drugiemu człowiekowi, a nie
z nim walczyć czy przekonywać go do czegoś.

Wspominałem już o filmie Begniniego [czyt. Beniniego] Życie jest piękne. To film tak dobry, że żal byłoby Wam go spojlerować, czyli zdradzać fabułę – po prostu trzeba go obejrzeć. Powiem Wam tylko pokrótce, że to film o ojcu, który wraz ze swoim synkiem trafia do obozu koncentracyjnego. Ojciec nie jest żadnym komandosem, wcale nie planuje spektakularnej ucieczki – jedyne na czym mu zależy, to ochronić niewinność swojego synka. Wykorzystuje swój talent komika, by obozowy, brutalny świat przemienić w miejsce wspaniałej zabawy i by potworna rzeczywistość nie skalała dziecięcej wrażliwości jego syna. Widzimy zatem, jak różne sposoby może nam podsuwać Duch Święty, byśmy dzięki męstwu ochraniali drugiego człowieka.

Dar męstwa na co dzień, z dala od dramatycznych wyborów, służy także nam samym. Pomyślcie teraz o tych wszystkich razach, kiedy mieliście masę roboty albo po prostu musieliście gdzieś pójść czy coś zrobić, ale ogarniał Was taki leń, że rezygnowaliście ze wszystkiego, zatapiając się w fotelu z komórką albo pilotem
w ręku. Albo kiedy zapaliliście się do jakiegoś pomysłu, zapisaliście się na jakieś kursy czy dodatkowe zajęcia, ale po kilku spotkaniach już Wam się odechciewało.

Męstwo jest doskonałym lekarstwem na takiego lenia i w ogóle na życiową niekonsekwencję. Męstwo pomoże Ci zwlec się z łóżka do szkoły, do pracy czy do kościoła. Męstwo pozwoli ustąpić miejsca zdyszanej staruszce obciążonej zakupami; męstwo samo zaproponuje pomoc koledze w nadrobieniu zaległego materiału. Męstwo wypastuje buty ojca i starszego brata skoro i tak akurat pastuje swoje; zrobi herbatę, naleje wody do szklanki i poda ją do ręki, przypomni sobie o nieodmówionym pacierzu; chętnie się pomodli własnymi słowami, maszerując ze szkoły do domu. Męstwo nie wepchnie się do kolejki, nie zwymyśla od najgorszych, nie wykorzysta cudzej słabości. Męstwu nie trzeba dwa razy mówić; w ogóle – męstwo samo z siebie wie, co ma robić i KOCHA CISZĘ. Tak jak święty Józef – męstwo ufa Bogu i bez słów robi swoje, bo wie, że nie ma lepszej recepty na szczęście i życie bez lęku, niż słuchać cichego głosu Ducha Świętego.

 

AUTOR KONFERENCJI PPAG 2018 OBDAROWANI: KS. MACIEJ JASIŃSKI