Duchowe pielgrzymowanie Duchowość PPAG 2024

Konferencja V/ PPAG 2024

Dzień piąty
Droga do świątyni – Odnalezienie Jezusa
Witajcie zdobywcy jasnogórskiego szlaku! Nie wiem, czy
kojarzycie taką rymowankę: Dzik jest dziki, dzik jest zły. Dzik ma

bardzo ostre kły. Kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo szybko
zmyka. Pamiętacie? Często dokonujemy personifikacji zwierząt i
nadajemy im ludzkie cechy. Ale dziś nie o tym. Idąc naszą drogą,
podczas której odsłaniamy niektóre aspekty człowieczeństwa,
przejdźmy do, jak się zdaje, bardzo ważnego tematu.

Wilki są chude i grube, jedne mają krótsze łapy, inne ma-
sywniejsze. Lisy nie porównują rudości swojego futra. Niedźwie-
dzie nie tańczą godowych tańców, by rywalizować w konkursie

jakości sierści i wcięcia w talii. Lwy nie porównują między sobą
wielkości zadów i nie biegają po sawannie, aby spalić to i owo.
Jednak nasze ludzkie ciało nieustannie mówi, szepcze,
krzyczy… Wyraża się, jak tylko potrafi albo jak pozwolimy na to.
Dostarcza do naszego umysłu niezbędnych informacji o naszych

odczuciach. Uśmiech, złość, smutek czy zdziwienie można odczy-
tać z mimiki twarzy. Skrzyżowane ramiona mogą wskazywać na

zamknięcie się lub obronę. Stres czy intensywne emocje mogą
wpływać na wydzielanie potu. Ciało nieustannie przemawia.
Ludzkie ciało nie jest po prostu ożywionym organizmem.

Pojęcie ciała obejmuje coś więcej niż tylko fakt, iż pewien orga-
nizm w sensie biologicznym jest organizmem żyjącym i jako taki

może być przedmiotem nauki. Gdyby ciało było jedynie składem

różnych organów, wówczas możliwe byłoby robienie z nim cze-
gokolwiek. A handel organami na czarnym rynku jest generalnie

potępiany i raczej nic nie wskazuje na to, żeby został zalegalizo-
wany. Sprzeciwiają się temu zarówno Rada Europy, jak i Organi-
zacja Narodów Zjednoczonych (ONZ) czy Światowa Organizacja

Zdrowia (WHO).
Rezolucja legislacyjna Parlamentu Europejskiego podaje,

że handel narządami i tkankami jest formą handlu ludźmi, co sta-
nowi poważne naruszenie podstawowych praw człowieka, a w

szczególności godności ludzkiej i nietykalności cielesnej. Tego

rodzaju przepisy wynikają z pewnej intuicji, jaką posiadamy. Bez
względu na wyznawaną religię jesteśmy przekonani, że człowiek i

jego ciało jest pewną wartością i nie możemy sprowadzić tej rze-
czywistości do czegoś niskiego, czegoś, co byłoby formą towaru

na sprzedaż.
Człowiek jest stworzony na obraz Boży. Jest osobą złożoną
z duszy, ducha i ciała. Jest istotą, która z jednej strony należy do
świata zewnętrznego, tego materialnego, fizycznego, cielesnego, a

z drugiej zaś jest w stosunku do niego transcendentna, czyli wy-
raźnie przekracza to, co materialne.

W takim stworzeniu, jakim jesteśmy, mamy dostrzec w so-
bie piękno. Duch ludzki, choć odczuwa skutki starzenia się ciała,

jest stale otwarty ku wieczności i dlatego pozostaje poniekąd zaw-
sze młody. Wiemy jednak, że z ciałem jest inaczej. Biologiczny

wymiar egzystencji, który wyraża się w naszej cielesności, jest
najbardziej bezpośredni i podstawowy. Od poczęcia do śmierci nie
mamy po prostu ciała, ale jesteśmy ciałem i będziemy nim również
po zmartwychwstaniu.
Ciało przemawia wieloma językami. Przemawia kolorem i

temperamentem, rumieńcem rozpoznania, blaskiem miłości, po-
piołami bólu, żarem podniecenia, chłodem obojętności. Przemawia

nieustannym, niedostrzegalnym tańcem, czasem kołysaniem, cza-
sem pląsaniem, czasem drżeniem. Każde radosne drgnięcie serca,

każdy upadek ducha, depresja, budząca się nadzieja znaczą się na
ciele (Clarrisa Pinkola Estés).

Dbałość o siebie, o swoje ciało, o to, żeby było dobrze od-
żywione, sprawne, silne, zdrowe, aby nogi nas nosiły, a ręce potra-
fiły tulić i karmić, to rzecz zupełnie naturalna. Spracowane dłonie,

pomarszczona twarz, drżące ręce, blizny czy rany są śladami cza-
su, doświadczeń i historii życiowej. Ta „tajemnica piękna” w

ludzkim ciele wynika często z głębokich przeżyć, trudów, chwil
szczęścia i prób, które kształtują człowieka.

Świat zazwyczaj uczy nas koncentrowania się na tym, cze-
go nie lubimy w naszym ciele. Reklamy zachęcają do nieustannej

walki z „niedoskonałościami” ciała. Rzadko kiedy natomiast świat
uczy nas akceptować i kochać swoje ciało. Czasem w mediach

(głównie skierowanych do kobiet) pojawia się wezwanie, aby za-
akceptować samą siebie, pokochać swoje ciało, ale jest to tylko

frazes, który traktuje cielesność bardzo powierzchownie. Mało kto
zachęca nas do zgłębiania ciała z ciekawością. Dla wielu ludzi ich
ciało zamienia się w celę więzienną. Nie jest domem, miejscem
cudów, niespodzianek i zmian. Jest ciężarem, który muszą z sobą
wszędzie nosić.

Należy pamiętać, że Boży plan zbawienia realizuje się tak-
że w ubóstwie ciał słabych, niepłodnych i pozbawionych mocy. Z

obumarłego łona Sary i stuletniego ciała Abrahama zrodził się
naród wybrany. Z Elżbiety i starego Zachariasza narodził się Jan
Chrzciciel.
Ciało jest trochę jak drzewo. Wymyka się powinnościom,

gardzi wzorami. Rośnie w swoim rytmie i według własnego wzor-
ca: możemy nim kierować, możemy mu towarzyszyć, możemy z

nim być. Pamiętajmy jednak, że tak jak dąb nie przypomina wierz-
by, tak samo my nie jesteśmy identyczni. Dajmy sobie do tego

prawo. Ciało nasze jest przybytkiem Ducha Świętego. Ta myśl
odświeża, uwalnia i oczyszcza.
Jest taka anegdota o Sokratesie, który pewnego dnia został

zaczepiony przez podróżnika. Przyjezdny spytał mędrca, czy do-
brze mieszka mu się w Atenach, bo sam jest zainteresowany prze-
prowadzką. Filozof odpowiedział pytaniem: a jak mieszka ci się w

twoim? Źle – odpowiedział podróżnik. To i tu będzie ci się źle
mieszkało – skwitował Sokrates.

Kilka dni później został zaczepiony przez innego podróżni-
ka, który również chciał wiedzieć, jak mieszka się w Atenach, bo

brał pod uwagę przeprowadzkę. Na pytanie: jak ci się mieszka w
twoim mieście? – odpowiedział, że dobrze. To i tu będzie ci się
dobrze mieszkało – powiedział bez cienia wątpliwości mędrzec.

To my tworzymy warunki i miejsce, w którym przebywa-
my. Tak samo jak problem nie tkwi w mojej pracy czy w miejscu

zamieszkania, ale we mnie, tak kłopotem wcale nie musi być mój
wygląd – taki czy inny kształt ciała – tylko mój sposób myślenia o
ciele, postrzeganie go.
Dzieciństwo to zazwyczaj czas zabawy, eksperymentów,

fantazji, odkrywania. Wszystko jest nowe. Wszystko jest zadziwia-
jące. Żadne miejsce nie jest zbyt niebezpieczne. Żaden przedmiot

nie jest zbyt cenny. Żadna przeszkoda nie jest nie do pokonania.
Dzieci przedzierają się swoją drogą przez świat nieustraszone –
patrząc, słuchając, reagując. Dziecko stopniowo odkrywa samo
siebie – ono jest tajemnicą do odkrycia. Klucz do tej tajemnicy
znajduje się w dziecięcej otwartości.
Ale w dzieciństwie nie istnieje jeszcze w pełni rozwinięta
osobowość. Dzieci są potencjalne. Początkowo stanowią jak gdyby
kopie innych osób, wśród których żyją. Jednak przez cały czas
kształtuje się ich niepowtarzalne ja. Główną rolą rodzica jest bycie
tuż obok… na przykład z dużą ilością materiałów opatrunkowych.
I przychodzi moment w życiu człowieka, który niekiedy
określa się wręcz „etapem herkulesowym” – czas przechodzenia

okresu dojrzewania. Jego głównym celem jest rozwój i uświado-
mienie sobie, że ja to nie „oni”, że ja to „ja”. Czas rozszerzania

własnych granic. Przepełniony bólem złamanego serca, konflikta-
mi i nieporozumieniami – mieszanka cierpienia i zachwytu.

Dojrzewanie to wchodzenie w nowy świat będący bardzo
często źródłem lęku. Można się poczuć jak na wygnaniu. Jest się

źle zrozumianym, źle odczytywanym, źle osądzanym przez in-
nych. Nawet ci, którzy dotychczas byli najwspanialszymi ludźmi

na świecie – mama i tata – stają się „obcy”. Ci jak dotąd najuko-
chańsi przestają rozumieć, jakby nie pamiętali swojego czasu by-
cia nastolatkami.

A może jest wręcz odwrotnie? Być może w pamięci doro-
słych zachowuje się wspomnienie tego, jak bardzo czuli się nie-
zrozumiani, jak bardzo byli zmienni, jak strasznie pragnęli akcep-
tacji, jak czuli się rozpaczliwie samotni.

Młody człowiek będący w tym wieku jeszcze nie umie do-
konywać ostatecznych wyborów. To czas prób i błędów. Rozwija-
nia autonomii, doświadczania sprzeczności, zuchwałości i złości.

Taki nowo wynaleziony sposób wypróbowywania i badania wła-
snych możliwości. Na szczęście wiemy doskonale, że jest to okres

przejściowy. Jeśli jednak z nastolatka ma wykształcić się niezależ-
na jednostka posiadająca własne niepowtarzalne „ja”, to trzeba

umożliwić wyzwolenie się z dziecięcej zależności i pomóc rozwi-
nąć się w pełni.

Między 5. a 20. rokiem życia z mózgu wycinane jest – pod
względem neurobiologicznym, a nie fizjologicznym – wszystko,

co zbędne. W tym okresie mózg jest w ciągłej przebudowie. Na-
stolatek kładzie się spać z innym mózgiem niż ten, z którym budzi

się następnego dnia rano. To efekt intensywnej zmiany struktury
systemu przetwarzającego informacje, tzw. wycinka konektywna.
Kora czołowa, czyli część mózgu odpowiedzialna za racjonalne

decyzje – inaczej mówiąc „centrum” naszej świadomości i wła-
ściwe zarządzanie emocjami – dojrzewa na samym końcu. Nieste-
ty, nie ma sposobu, by ten proces przyspieszyć.

Jako ostatnia w mózgu człowieka dojrzewa właśnie kora
czołowa – siedlisko świadomości odpowiedzialne za racjonalne
decyzje i zarządzanie emocjami. W trakcie dojrzewania znika z

niego aż 85 procent wszystkich połączeń. To najbardziej inten-
sywny obszar rozwoju. Aż do zakończenia tych przemian człowiek

ma dysfunkcję w obszarach świadomości i racjonalności. Oto neu-
robiologiczne podłoże problemów większości nastolatków. Nie

rodzicielskie błędy w wychowaniu, nie upór i bezczelność dziecka.
To tylko i aż biologia – Boży dar nastoletniego życia. Przeciętny
nastolatek nie podejmie racjonalnej decyzji, bo nie jest do tego
neurologicznie zdolny.

Młodzi ludzie mają mocno ograniczoną umiejętność odczy-
tywania emocji na podstawie wyrazu twarzy oraz panowania nad

własnym wyrazem twarzy. Ich kompetencja w tym zakresie to
tylko 1/3 kompetencji dorosłego. To właśnie efekt niedojrzałości
płatów przedczołowych mózgu. Stąd doskonale znane rodzicom i

nauczycielom ironiczne uśmiechy, rozmaite grymasy czy „grado-
wa chmura” na twarzy. Nastolatki nie wiedzą, że je mają! Pan Bóg

ma jednak niezłe poczucie humoru – młodego człowieka przepro-
wadza przez ten okres dojrzewania, a rodzicom przypomina –

przecież też tacy byliście. Biologię rzadko kiedy da się oszukać.
Nie możemy powstrzymać huraganu, uciszyć sztormu ani

sprawić, żeby ukochane osoby nie odchodziły. Ale nasza odpo-
wiedź i nasze reakcje na rozmaite wydarzenia mogą decydować o

tym czy przetrwamy, czy na równi wykorzystamy cierpienie i ra-
dość. I wciąż nam towarzyszy ta słodko-gorzka odpowiedzialność

za świadome kształtowanie siebie i świata wokół nas.
Basia i Jan byli głęboko wierzącymi ludźmi. Każdego dnia

modlili się, co niedzielę chodzili do kościoła i starali się żyć zgod-
nie z naukami, które im przekazano. Ich syn, Tomek, był oczkiem

w głowie rodziców. Od najmłodszych lat był uczony wartości i
wiary, którą kultywowali rodzice.

Jednak, jak to bywa z dorastającymi dziećmi, Tomek za-
czął stawiać pytania, na które rodzice nie zawsze mieli odpowie-

dzi. Gdy miał szesnaście lat, zaczął wycofywać się z życia religij-
nego. Basia i Jan zauważyli, że ich syn coraz rzadziej chodzi do

kościoła, a jego modlitwy stawały się krótsze albo ich wcale nie
było.

Pewnego wieczoru po kolacji Tomek wyznał swoim rodzi-
com, że nie czuje już związku z Bogiem. Jego słowa wstrząsnęły

nimi. Mama, ze łzami napływającymi do oczu, próbowała przeko-
nać syna, że wiara jest najważniejsza. Jan, chociaż równie zanie-
pokojony, starał się zachować spokój. Koniec końców zapewnili

go jednak, że wciąż jest ich ukochanym synem i zawsze będą go
kochać. Rozumiemy, że masz swoje wątpliwości, ale wiemy też,
jak ważne jest, abyś miał przestrzeń do odkrywania własnej drogi.
Ksiądz Marek zawsze powtarzał, że Bóg dał człowiekowi

wolną wolę. Najważniejsze jest, aby rodzice byli dla Tomka przy-
kładem miłości i wsparcia. Bóg nie przestaje kochać swoich dzie-
ci, nawet gdy one odchodzą. Basia dodatkowo spotkała się z psy-
chologiem, panią Anną, która doradziła jej, aby nie naciskała na

syna. Małżonkowie postanowili, że będą cierpliwie czekać i mo-
dlić się. Wspierali Tomka w jego pasjach, rozmawiali z nim o jego

wątpliwościach i nigdy nie osądzali. Tomek widział ich miłość i
wyrozumiałość, co sprawiło, że przy nich czuł się bezpiecznie.
Rodzicom czasami trudno jest pojąć, jak to możliwe, że ich

urocza córeczka czy ukochany synek nagle – a ta przemiana na-
prawdę następuje szybko – staje się wycofanym, mruczącym pod

nosem, nadąsanym domownikiem. Pomimo najlepszych chęci,
trudno czasem z nimi wytrzymać.
Aby lepiej zrozumieć nastolatka, warto wiedzieć, jak
ogromnej transformacji podlega mózg młodego człowieka w tym
czasie. Na świat nie patrzymy oczami – patrzymy mózgiem, a ten
świat zmienia się dla nastolatka wraz z intensywnymi zmianami w
jego głowie. Choć nie jest to dla niego łatwy proces, te nagłe,

gwałtowne, ale i niezbędne zmiany w ośrodkowym układzie ner-
wowym prowadzą do pewnego chaosu. To z kolei wpływa również

na rodzinny ład – dotychczasowe zasady i reguły mogą przestać
działać tak jak wcześniej. Rodzina powinna dostosować się do
procesu dorastania dzieci, co jest szansą na wzmocnienie więzi i
wspólne przejście przez ten wyjątkowy etap życia.
Nastolatek nadal potrzebuje wsparcia i miłości rodziców.
Chociaż może być trudno wspierać osobę, która nie umie jasno

wyrazić swoich potrzeb lub robi to w sposób trudny do zaakcep-
towania, to nie można pozostawić go samemu sobie lub towarzy-
stwu kolegów i koleżanek.

O ile łatwiej jest znieść krzyki, wybuchy płaczu czy za-
pewnienia o nienawiści u kilkulatka, o tyle trudniej jest to zrobić,

gdy mamy przed sobą dorastające dziecko. Nie zapominajmy jed-
nak, że mimo dojrzałego wyglądu ten młody człowiek ma jeszcze

niedojrzały mózg, a zwłaszcza korę przedczołową, która odpowia-
da za kontrolę impulsów i przewidywanie konsekwencji działań.

Warto pamiętać, że trudne zachowania młodzieży są po-
wiązane z procesami, które zachodzą w ich wciąż rozwijającym się

mózgu. Znów istotna jest tutaj obecność rodzica, tego, który jest
obok.
– Puchatku?
– Tak, Prosiaczku?
– Nic, tylko chciałem się upewnić, że jesteś.

Każdego dnia możemy doświadczyć tej troski i zwyczajno-
ści, kiedy Bóg tak po prostu woła mnie po imieniu. Jakby chciał

się upewnić, że nadal przy Nim jestem. A jednocześnie Jego głos
jest gwarancją, że On jest obok.