Duchowe pielgrzymowanie PPAG 2018

DZIEŃ 4 / OBDAROWANI POBOŻNOŚCIĄ / KONFERENCJA

Witajcie, Kochani, kolejnego pięknego dnia naszej pielgrzymkowej wędrówki!

Wczoraj odwiedzaliśmy cmentarze naszych serc, zagłębiając się w dar bojaźni Bożej. Jednak ten dar ma swoją siostrę bliźniaczkę, bez której byłby niepełny albo co najmniej źle zrozumiany. Siostrą bojaźni jest pobożność – dar, dzięki któremu rozpoznaję w Bogu mojego Ojca i przyjaciela.

Kojarzycie tego znanego belgijskiego piosenkarza Stromae [czyt. stromaj]? Jednym z jego hitów jest piosenka Papaoutai [czyt. papa-u-te], czyli z francuskiego na polski: Gdzie jesteś, tato? W teledysku mały chłopiec próbuje ożywić swojego ojca, który jak manekin siada nieruchomo przed telewizorem i jest zupełnie nieobecny. Utwór ten ma ponad pół miliarda wyświetleń i coś mi się zdaje, że to nie tylko dlatego, że to dobra nuta. To po prostu wyraz niezaspokojonych tęsknot wielu z nas.

Właśnie – nie jest nieraz łatwo tak do końca uwierzyć, że Bóg jest kochającym Ojcem. Wieki odmiennej, „surowej” tradycji zrobiły swoje – choć w czasach Jezusa i kilka pokoleń po Nim nikomu by do głowy nie przyszło, żeby widzieć w Bogu kogoś straszliwego,
a nawet mściwego i zawistnego, to jednak później nastał czas, kiedy chrześcijaństwo stało się „religią masową”. W pewnym sensie zaczęła bardziej liczyć się nie jakość chrześcijańskiego życia, ale ilość nawróconych na naszą wiarę. Boża trzódka osiągała coraz pokaźniejsze rozmiary i coraz trudniej było zachowywać jedność i spójność Kościoła. W dobie surowych warunków życia i nieustannych wojen wiedziano, że nic tak nie trzyma ludzi w ryzach jak strach. A zatem pewna część teologów i duchownych zadbała o to, by w sercach ludzi wierzących pojawił się nowy rodzaj strachu. Nie był to już strach przed prześladowaniami, przed tym, że wrzucą Cię w sam środek areny wypełnionej dzikimi zwierzętami, że znieważą Cię, a na koniec zostaniesz poćwiartowany przez rzymskich wykonawców woli cesarza. Był to natomiast strach przed Bogiem, który tylko czeka na Twoje najmniejsze potknięcie, który bardzo skrupulatnie dba o to, by poprzez zakazy pozbawić cię
w życiu wszystkiego co przyjemne i który po Twojej śmierci
z radością odda Cię w ręce kosmatych diabłów podgrzewających już kocioł ze smołą. Niewielu wtedy przejmowało się tym, że takie przedstawianie Pana Boga to ZUPEŁNA ŚCIEMA.

Jednak ziarno niepewności co do Pana Boga zostało zasiane,
a i dziś niektórym ludziom Kościoła nieraz zakołata w głowie myśl, że dobrze jest postraszyć krnąbrnego chrześcijanina piekłem, żeby za mocno nie wychylał się z szeregu. Niedawno natrafiłem na bardzo ciekawe badania, w których poproszono wiernych jednej
z parafii, aby opisali, jakie ich zdaniem cechy ma Pan Bóg. Następnie poproszono, by w podobny sposób wyrazili swoją opinię na temat charakteru ich księdza proboszcza. Okazało się, że obie ankiety były w osiemdziesięciu procentach zbieżne! A więc parafianie przenoszą swoje zdanie o proboszczu na Pana Boga. Jeśli proboszcz jest dla swojej trzódki przyjazny, uczynny, cierpliwy, ciepły, pogodny, otwarty – taki będzie w oczach tej trzódki Bóg. Ale biada tym wiernym, którzy natrafili na proboszcza-służbistę albo kogoś, komu brakuje zwykłej empatii – wtedy będzie im znacznie trudniej zobaczyć w Bogu kochającego Ojca.

Ale to nie wszystko; jest jeszcze jedna trudność. Chyba każdy choć raz doświadczył jej w szkole. Pamiętacie lekcję języka polskiego, kiedy ktoś z klasy czytał na głos fragment jakiejś lektury,
i nagle pojawia się jakieś słowo, które jest jednocześnie ksywą kolegi z klasy? Nie sposób wtedy utrzymać powagi, zwłaszcza, gdy dane słowo pojawia się w śmiesznym kontekście.

To jest właśnie ten problem. Znaczenie słowa zależy od kontekstu, w jakim się pojawia, także od mówiącego, od sposobu mówienia oraz od tego, do kogo jest ono mówione; jaki bagaż doświadczeń ma ten, do kogo mówimy, jakie wywoła skojarzenia, wspomnienia. Tak właśnie niejednoznacznym terminem jest wyraz ojciec. Dla jednych ojciec przywodzić będzie na myśl szczęśliwe, bezpieczne dzieciństwo, dla innych oznaczać będzie strach przed agresją lub karą, a inni czuć będą na jego dźwięk pustkę i poczucie niezaspokojonego braku.

Nic dziwnego zatem, że niektórzy z nas, słysząc w kościele księdza opowiadającego o tym, że Bóg jest naszym Ojcem, zamiast miłego uczucia ciepła czują, jakby ktoś uderzył młotkiem w ich serce. Bóg jest Ojcem? Czyli co, będzie mnie karał za najmniejszy błąd, tak jak wtedy, kiedy mój tato wyzwał mnie, że zapomniałam wyprowadzić psa na spacer? Czyli będzie spoglądał na mnie i moje życie z niezadowoleniem tak jak mój ojciec, który miał pretensje, że wydaje na mnie tyle pieniędzy, a ja nawet nie potrafię wybrać sobie dobrych studiów i dobrej pracy? A może mam się bać każdej modlitwy, że będzie za krótka albo że o niej zapomnę,
i Bóg ześle na mnie karę?

Takie prawdziwe zrozumienie i poczucie tego, jakim Ojcem jest dla nas Bóg, wcale nie jest proste. Na szczęście i tutaj z pomocą przychodzi nie kto inny jak Duch Święty ze swoim darem pobożności. Pobożność to nie tylko równo złożone ręce w kościele i głośno odmawiany różaniec, ale to przede wszystkim budowanie ojcowsko-dziecięcej relacji z Panem Bogiem. 

Absolutnym wzorem w tej kwestii jest dla nas Pan Jezus, który
w swoich modlitwach nazywał Boga Abba, Tatusiem. Dla tych, którzy akurat stali obok i słyszeli rozmowę Jezusa ze swoim Tatą, musiało się to wydawać trochę dziwne – dorosły facet ze zwichrzonymi włosami i gęstą brodą, wyrzucający jednym słowem złe duchy i smagający biczem kupców w świątyni, podczas modlitwy nagle jakby zamienia się w dziecko i nazywa Boga Tatusiem.

Bardzo podoba mi się pewna opowieść Marii Miduch, wykładowczyni, specjalistki od Pisma Świętego. Otóż kiedy Maria była jeszcze małą Marysią i dopiero zaczynała swoją przygodę ze szkołą, zdarzyło się, że ze sprawdzianu z dodawania dostała złą ocenę. Kiedy pani rozdała poprawione sprawdziany, Marysia nie tylko nie zapłakała nad pierwszą w życiu szkolną porażką, ale zdawała się zupełnie nie przejmować tą wpadką. Dla pani nauczycielki tego już było za wiele – podeszła do jej stolika i z zimną satysfakcją
w głosie oznajmiła – na twoim miejscu nie byłabym taka szczęśliwa, gdyż Pan Bóg nie wpuści do nieba dzieci z dwóją z matematyki! A nasza Marysia, zamiast pochylić głowę i zapłakać cichutko nad swoim losem, parsknęła gromkim śmiechem, nie dowierzając, jak można palnąć coś takiego – przecież to jasne, że Pan Bóg nie kocha nas za oceny! Oczywiście Marysia chwilę po tej wymianie zdań dostała kolejną lekcję szkolnego przetrwania, kiedy musiała gęsto tłumaczyć się ze swojego wybryku na dywaniku u dyrektora.

Człowiek napełniony darem pobożności będzie wiedział i czuł, że Pan Bóg go kocha i jest jego przyjacielem, i że nie patrzy na jego CV [czyt. si-wi]. Jednym z najpiękniejszych przykładów przyjaźni Boga z człowiekiem jest historia Mojżesza. Ich relacja rozwijała się przez wiele lat, a jej inicjatorem był z pewnością Bóg, który zlecił Mojżeszowi jedną z najbardziej epickich misji, o jakiej możemy przeczytać w Piśmie Świętym. Mojżesz, cudownie ocalony przed śmiercią i adoptowany przez córkę faraona, miał nakłonić obcych mu ludzi, żeby po czterystu latach życia w Egipcie spakowali swoje manatki i wyruszyli za nim w podróż do krainy obiecanej im przez Boga. A, i byłbym zapomniał – jeszcze jeden ważny szczegół. Faraon nawet nie chciał słyszeć o podobnym pomyśle tym bardziej, że Mojżesz zabił wcześniej pewnego Egipcjanina, ściągając na siebie gniew monarchy. Patrząc na Mojżesza, możemy pomyśleć: Ten Pan Bóg ma naprawdę dziwny gust. Do tak trudnej misji wybrał mordercę i uciekiniera, który boi się odpowiedzialności i nie umie się wysławiać. Przy problemach Mojżesza dwója Marysi z poprzedniej opowieści to naprawdę pikuś. A tymczasem także tutaj pojawia się doświadczenie wielkiej miłości Boga zapoczątkowujące wspaniałą przyjaźń!

Mojżesz był naprawdę wyjątkowy. On jako pierwszy usłyszał imię Boga, który objawił mu się w płonącym krzewie. To on jako jedyny oglądał chwałę przechodzącego Boga i nie zginął od tego widoku. I wreszcie – to o nim Biblia mówi, że rozmawiał z Bogiem jak z przyjacielem. 

Mojżesz był bez wątpienia jednym z największych Bożych proroków, nawet jeśli nie ma w Piśmie Świętym żadnej księgi proroka Mojżesza. Abraham Heschel [czyt. heszel] pisał: Prorok to nie ten, który obwieszcza ze swadą Boskie rozporządzenia, ale ten, który słyszy głos Boga i czuje bicie Jego serca.

Bliska relacja z Bogiem aż do odczuwania bicia Jego serca to właśnie owoc daru pobożności. Dzięki Duchowi Świętemu wiemy
i czujemy, że ten sam Bóg, który jest moim Stwórcą, który jest tak niewyobrażalnie potężny, że między mną a Nim zionie ogromna przepaść – ten sam Bóg jest jednocześnie moim najbliższym przyjacielem, moim najtroskliwszym Ojcem. Jestem, który jestem – mówi Mojżeszowi Bóg. Jestem nieustanną, kochającą Obecnością. Nigdy nie było chwili, w której bym nie istniał i nigdy nie będzie momentu, w którym nie byłoby mnie przy tobie.

Nieraz można usłyszeć takie opinie, że w Starym Testamencie wcale nie spotykamy dobrego miłosiernego Boga, ale zamiast tego trafiamy na zimnego, sadystycznego egoistę, który lubuje się
w krwawych ofiarach i co chwilę wszczyna kolejne konflikty
i wyrzyna kolejnych buntowników. Fakt, świat Starego Testamentu to nie jest piaskownica. Bardzo często przykładamy do tamtych czasów filtr naszej epoki, i wtedy mówimy z niesmakiem: Fuj! Dlaczego oni zabijali zwierzęta? Dlaczego ciągle ze sobą walczyli? Dlaczego Bóg był taki surowy? Jeszcze kilka lat, a Bóg Starego Testamentu z pewnością zostanie oskarżony przez nas o to, że nie nauczył swoich Izraelitów segregowania odpadów, że Adam i Ewa nie nosili syntetycznych futer oraz że w przydrożnych gospodach nie serwowano vege-burgerów i sojowego latte. A tymczasem spójrzmy na Stary Testament z zupełnie innej strony – w tamtych krwawych czasach, kiedy w większości kultur bez większego zastanowienia zarzynano nie tylko zwierzęta, ale też i ludzi, Izraelici nawet z zabicia gołębia uczynili coś świętego, ofiarowując zwierzęta Panu. Prawo religijne chroniło nawet bydło, przyznając mu
w szabat należny odpoczynek od pracy. W sąsiednich krajach za kradzież odrąbywano rękę albo pozbawiano życia, a w myśl Biblii należało jedynie zwrócić skradzioną rzecz z nawiązką. Nawet jeśli ktoś popełnił zbrodnię morderstwa, miał szansę ocalić swoje życie, udając się do specjalnych azylów. Pan Bóg przemawiał do tamtych ludzi przez sytuacje i słowa, które do nich trafiały. Tak jak profesor fizyki nie tłumaczy swojemu trzyletniemu dziecku, na czym polega teoria strun, tak samo Pan Bóg nie objawia siebie człowiekowi danej epoki w sposób, który byłby dla niego niepojęty. On jest zawsze fascynująco blisko człowieka – blisko jego spraw, blisko jego sposobu myślenia, jego systemu wartości, jego wyobrażenia o świecie. To my jesteśmy już mentalnie daleko od ludzi Starego Testamentu; Bóg sobie świetnie z nimi radził, tak jak radzi sobie z nami dziś.

Jeśli zdarza Ci się nieraz pomyśleć, że za kolejną przykrą sytuacją w Twoim życiu stoi Bóg, pomódl się o dar pobożności. Duch Święty pozwoli Ci odnaleźć właściwą perspektywę. Zobaczysz, że On nigdy nie podkłada nogi, nigdy nie zsyła za karę jakiejś choroby czy śmierci i nigdy nie wyżywa się na człowieku. Dostrzeżesz Jego wielkie miłosierdzie i odczytasz zaproszenie do pięknej, zażyłej przyjaźni z nim.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Mojżesza. Jego historia może być dla nas doskonałym przykładem tego, jak bardzo przenikają się
i wzajemnie dopełniają dary pobożności i bojaźni Bożej. Kiedy Mojżesz żył już z Bogiem w wielkiej zażyłości, poprosił Go o coś zupełnie szalonego – chciał zobaczyć Jego chwałę. Nie chciał widzieć Boga w postaci obłoku czy słupa ognia (cóż, my nie widujemy Boga wcale, a ten jeszcze wybrzydzał), ale chciał zobaczyć Go takim, jakim jest naprawdę. Bóg zgodził się na to pod warunkiem, że Mojżesz ukryje się w skalnej szczelinie i spojrzy na Boga w momencie, gdy Ten będzie już ustawiony do niego tyłem. Do tej pory nikt nie przeżył takiego spotkania – to dlatego, kiedy w Biblii ludzie spotykają aniołów, ci pierwsi padają szybko na kolana, a ci drudzy szybko zapewniają: Nie boj się, nie zginiesz! To tylko ja, anioł! Mojżesz nie tylko, że przeżył spotkanie z Jahwe – dzięki temu wydarzeniu, ich przyjaźń wspięła się na absolutnie wyższy poziom! Doświadczenie piorunującej mocy, porażającej potęgi Boga, wymieszane z głębokim przeżyciem Jego miłości, dało wspaniały efekt.

Podobne odczucia możemy mieć, kiedy czytamy hymn wyśpiewany przez Matkę Bożą chwilę po tym, jak archanioł Gabriel odleciał na swoich złocistych skrzydłach z powrotem do nieba. W Magnificat – bo tak się nazywa ta pieśń – Maryja opowiada o wielkich rzeczach, jakie czyni Jej Wszechmocny, jednocześnie podkreślając, jak bardzo jest On miłosierny wobec wszystkich potrzebujących. Bóg Izraela jest potężny, dostojny, okazuje swoją moc, rozprasza pysznych, strąca z tronu władców, dotrzymuje świętych obietnic. On błogosławi, wyzwala, daje zbawienie – czy taki Bóg nie wzbudza podziwu? Czy trudno zakochać się w takim Bogu? Czy trudno także uwierzyć w Jego przyjaźń, skoro wywyższa pokornych, głodnych syci dobrami, ujmuje się za swoją służebnicą
i całym Jej ludem? Matka Boża, pełna łaski, doskonale czuje, że pobożność i bojaźń Boża to dwie strony tej samej monety.

Pomyśl teraz o swojej relacji do Boga. Czy nazwiesz ją przyjaźnią? Czy myśl o Bogu-Ojcu rodzi w Tobie pozytywne uczucia?
A może nie czujesz absolutnie nic? Może Bóg to dla Ciebie zupełnie neutralne słowo, może nawet piszesz je przez małe b? Albo może marzysz o tym, by móc rozmawiać z Bogiem jak przyjaciel
z przyjacielem, ale nie potrafisz ruszyć do przodu? Może nigdy nie interesowało cię to, co związane jest z wiarą, ale podczas tej pielgrzymki przekonujesz się, że można żyć inaczej? 

Dziś dzień sakramentu spowiedzi. Podejdź do kratek konfesjonału tak, jak Mojżesz podchodził do Namiotu Spotkania – miejsca, gdzie spotykał się z Bogiem. To właśnie tam rozmawiał on ze swoim Stwórcą jak z przyjacielem. Życzę Ci, byś otrzymał dziś od Ducha Świętego łaskę spotkania z Bogiem-kochającym Ojcem. Niech Maryja otoczy Cię swoją opieką i wyprosi Ci dary bojaźni Bożej i pobożności – one pozwolą Ci zobaczyć Twoje grzechy we właściwej perspektywie. Wyznaj je ze skruchą, wiedząc, że wyznajesz je swojemu Przyjacielowi – Bogu który jest stale przy Tobie obecny i jak najwspanialszy Tato wyciąga do Ciebie ręce, by ochronić Cię przed złem. 

Niech dzisiejszy dzień będzie wielkim zwycięstwem ojcowskiej miłości Boga!

 

AUTOR KONFERENCJI PPAG 2018 OBDAROWANI: KS. MACIEJ JASIŃSKI