Duchowe pielgrzymowanie PPAG 2018

DZIEŃ 1 / OBDAROWANI MOCĄ Z WYSOKA / KONFERENCJA

Witaj drogi Pielgrzymie, być może towarzyszu wspólnej drogi. Pierwsze kilometry szlaku już za nami, a przed nami pierwsza konferencja. Jedni uwielbiają etapy, kiedy się ją głosi, inni od razu czują ogólne zmęczenie, a jakaś przedziwna „grawitacja boczna” pcha ich na tyły grupy, gdzie mają nadzieję przyjemnie się rozproszyć w towarzystwie innych maruderów. ☺

Pisząc te słowa, siedzę z laptopem na kolanach w moim niewielkim pokoju, który szumnie nazywam „dużym” (tylko dlatego, że mój drugi pokój jest jeszcze mniejszy). Niczym kameleon zerkam na wszystkie strony i wpatruję się w trzy rzeczy: rozłożone dookoła mnie książki o Duchu Świętym, Pismo Święte otwarte na scenie Zwiastowania oraz niewielkie reprodukcje tejże sceny pędzla Fra Angelico [czyt. fra andżeliko].

Pozwólcie, że zacznę od tego ostatniego.

Fra Angelico to włoski dominikanin i zarazem malarz żyjący dawno temu, w czasach renesansu. Co ciekawe – czcimy go w Kościele jako błogosławionego. Jest to o tyle fascynujące, że w tamtych czasach artyści nie błyszczeli cnotą; tutaj chyba nie trzeba być bardziej dosłownym – każdy z Was może sobie dośpiewać, jakie występki mieli w swoim repertuarze wielcy malarze. A jednak, Michał Anioł, legenda renesansu, znany nam z podręczników od historii i sztuki, pisał o nim: Zacny ten człowiek malował sercem. Posługując się pędzlem, potrafił dać wyraz swej pobożności i głębokiej wierze, czego ja osiągnąć nie potrafię, bowiem zgoła nie czuję w sercu tak szlachetnych skłonności.

Nasz Angelico malował tylko sceny religijne i to malował ich wiele, ale w jego twórczości jak refren pojawiają się pewne motywy. Jednym z nich jest motyw Zwiastowania.

Spoglądam właśnie na dwa jego dzieła przedstawiające owo spotkanie archanioła Gabriela z przyszłą Matką Bożą i chciałbym je Wam opisać. Może niekoniecznie zamykajcie teraz oczy, by nikt nie nabił sobie guza w pierwszy dzień pielgrzymki, ale za to spróbujcie posłuchać szczególnie uważnie i oczami wyobraźni zobaczyć to, o czym będę mówił.

Patrzymy na pierwszy obraz, namalowany dla klasztoru św. Dominika niedaleko Florencji; dziś zobaczyć go możemy w muzeum w Madrycie. Po prawej stronie dwie trzecie powierzchni zajmuje marmurowy baldachim z trzema smukłymi kolumienkami; powyżej środkowej widnieje podobizna Boga Ojca. Łuki tej konstrukcji podtrzymują metalowe pręty, a na jednym z nich przycupnęła mała jaskółka – zawadiacko przechyla swój mały łebek i z zaciekawieniem spogląda w dół. A w dole, pomiędzy łukami z marmuru, widzimy dwie postaci. Po prawej, na taborecie obłożonym wspaniałą tkaniną, siedzi Maryja. Jej suknia ma kolor różowego pudru,
a barwa płaszcza uderza w nasze oczy intensywnym błękitem; takim samym kolorem pomalowany jest też usiany gwiazdami sufit baldachimu. Na Jej kolanie spoczywa mała książeczka. Między kolejnymi kolumnami, po lewej ich stronie, przyklęka archanioł, również w bladoróżowej sukni o nieco ciemniejszym odcieniu. Jego szata, złożona z prostych, regularnych fałd, przypomina płuca akordeonu – nie sposób nie odnieść wrażenia, że oto za chwilę, przy najlżejszym powiewie wiatru, suknia sama zacznie grać swoją anielską melodię. Złote skrzydła Gabriela wyglądają, jakby ktoś wprost odlał je ze złota i odcisnął na nich pawi wzór. Zarówno anioł, jak i Maryja krzyżują swoje ręce w pokornym geście, tak jakby byli dla siebie lustrzanymi odbiciami. Pozostałą, niewielką część obrazu, dopełnia scena wydarzeń zaraz po grzechu pierworodnym. Adam i Ewa ubrani w szare tuniki, które przy pysznych szatach Maryi i Gabriela wyglądają jak najgorsze łachmany, opuszczają ze zbolałymi twarzami Eden. Jednak nad nimi widzimy otwierające się niebo i potężną światłość; z tej światłości wynurza się para dłoni. Światłość jednak nie zatrzymuje się na nich; przenika owe dłonie i dalej prostym, skupionym strumieniem przecina nasz marmurowy baldachim i trafia wprost w oblicze Maryi. Pośród smugi światła zauważyć możemy białą gołębicę sfruwającą w stronę ziemi. Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię – tak właśnie wyobrażał sobie te słowa
z Ewangelii św. Łukasza nasz Fra Angelico.

Drugie z dzieł malarza, tym razem fresk z klasztoru św. Marka we Florencji, jest dużo skromniejsze. Baldachim staje się celą z małym, okratowanym oknem. Ze scenografii znika marmurowa podobizna Boga Ojca, nie ma też jaskółki, błękitnego sufitu czy złotego snopu światła. Nie ma też Adama i Ewy. Jest tylko to, co najważniejsze – Maryja, archanioł oraz ich gesty i spojrzenia. Tutaj ich skrzyżowane dłonie i pochylone względem siebie oblicza nabierają jeszcze bardziej misteryjnego, tajemniczego wymiaru. Możemy odnieść wrażenie, że uczestniczymy w cichej, szeptanej rozmowie dwójki dobrych znajomych przekazujących sobie coś
z największą uwagą. Być może w momencie Zwiastowania nie padło głośno nawet żadne słowo, a wszystko działo się w sercu Maryi. Niektórzy badacze Pisma Świętego wysuwają taką możliwość, studiując fragment Ewangelii.

Właśnie, zostawmy już naszego poczciwego Fra Angelico i pochylmy się nad źródłem prawdy o Zwiastowaniu. Wsłuchajmy się uważnie w słowa Ewangelii wg św. Łukasza:

W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Wszedłszy do Niej, [anioł] rzekł: „Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą,”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co by miało znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, którą miano za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego”. Wtedy odszedł od Niej anioł.

Nie sposób w jednej konferencji opowiedzieć choćby o większości tego, co niosą ze sobą te słowa. Spróbujmy zatem zatrzymać się nad tym, co ukaże nam Matkę Bożą jako kobietę pełną Ducha Świętego.

Już samo to, jak archanioł nazwał Maryję, było powodem Jej zmieszania. Teraz zwracam się do wszystkich pań: wyobraźcie sobie, że oto mamy sobotnie przedpołudnie, a Wy, nieumalowane, w swoich najbardziej rozciągniętych dresach, z włosami byle jak związanymi w kucyk, paradujecie po mieszkaniu ze ścierką w jednej ręce i płynem do szyb w drugiej. Nagle drzwi otwierają się
z impetem, a w nich staje bezczelnie przystojny nieznajomy.
W jednej chwili Wasze i tak już zgrzane policzki robią się czerwieńsze od róż, które nieznajomy trzyma w dłoniach. Zanim przestajecie otwierać usta jak karp wyjęty z wody, pan przystojny mówi: Witaj, o najszlachetniejsza! Witaj, o najcudowniejsza! Witaj ty, której piękno przyćmiewa wdzięk najjaśniejszej gwiazdy na niebie! Nie ma na świecie istoty, którą Bóg obdarowałby bardziej niż ciebie! I co, drogie panie – nie zmieszałybyście się na te słowa? A co dopiero miała zrobić Maryja, kilkunastoletnia dziewczyna ze wsi mniejszej niż Kretków, w którym będziemy spali jutro! Archanioł nazwał ją kecharitomene, czyli po grecku pełną łaski; przed Nią nikt nie usłyszał takiej pochwały z ust anioła (zabrzmiało trochę tak, jakby w tamtych czasach każdy człowiek ucinał sobie codziennie pogawędki z aniołami)! A archanioł Gabriel dopiero się rozkręca – za chwilę odpali jeszcze większą bombę…

Tymczasem zwróćmy uwagę na sam klimat rozmowy Maryi
z aniołem. Drugi z malunków, o których dzisiaj była mowa, umieszcza to spotkanie w scenerii klasztornej celi – a więc w miejscu wskazującym na ciszę, skupienie i odosobnienie. Nawet ich gesty – skrzyżowane na piersi ręce, świadczą o tym, że te dwie postaci, a zwłaszcza Maryja, kierują całą swoją energię, całą swoją świadomość do wewnątrz, nie na zewnątrz. Pomyślmy teraz o naszych codziennych rozmowach – dużo w nich wyrażania siebie, swoich opinii, swoich potrzeb. A na pielgrzymce dochodzi do tego jeszcze wspólna radość, wspólny śpiew, gesty, żarty, uśmiechy… – widzimy chyba, że często funkcjonujemy w inny sposób niż Matka Boża. Częściej działamy, niż myślimy. Jeśli przeżywamy, to zawsze „na zewnątrz” – nasze emocje widoczne są gołym okiem. Lubimy dużo mówić, a cisza szumi nam w uszach jak wyjątkowo natrętny komar i szybko staramy się ją zagłuszyć. Nawet w relacji do Pana Boga, w modlitwie, nastawieni jesteśmy na to, żeby coś robić lub żeby odbierać bodźce. Młodzież potrzebuje śpiewu, gitary, tańców, starsi potrzebują modlitewnika i różańca przesuwanego w dłoni paciorek po paciorku, a księża potrzebują koronkowej alby, wymyślnego ornatu i gromady ministrantów stojących na baczność wokół ołtarza… 😉

A Maryja? Zanurza się w sobie, w swoje wnętrze, bo wie, że tam znajdzie Boga, że tam, gdzie nie dochodzą już zwykłe ludzkie słowa, potrzeby, pragnienia, emocje – tam dopiero dokona się prawdziwe Spotkanie, tam dopiero pocznie się odwieczne Słowo.

Chyba każdy z nas, idących tym szlakiem, chciałby pogłębić swoją relację z Panem Bogiem. Gdyby spytać nas: Za czym tęsknisz? Czego potrzebujesz? Co musi się stać, byś się zmienił, zmieniła? Byś spotkał, spotkała Boga? Wielu by odpowiedziało: Oooj, gdybym tylko miał lepszą pracę… Oooj, gdyby ten mój mąż był trochę lepszy… A gdybym tak się lepiej uczył… A gdybym miała trochę więcej czasu, wtedy na pewno bym była bardziej wierząca!

Te wszystkie odpowiedzi skierowane są na zewnątrz. Szukają recepty tam, gdzie jej nie ma. Maryja spotkała anioła w swoim wnętrzu. Duch Święty nawiedził swoją Oblubienicę, czekając na Nią
w Jej sercu.

I co ciekawe, Duch Święty z całą mocą nawiedza Maryję, wręcz uderza w Nią swoją łaską wtedy, gdy jest Ona najbardziej skołowana. Dopiero co wykwitł na jej policzkach rumieniec zakłopotania po powitalnych słowach archanioła, a już musi mierzyć się
z kolejną, po ludzku zupełnie nierealną i przytłaczającą nowiną – ZOSTANIE.MATKĄ.BOGA. Niebywała łaska, ale też wielka niewiadoma: Jak to się dokona? Co ja mam teraz zrobić? Co pomyśli Józef? I wtedy właśnie archanioł odkrywa kolejną kartę: Duch Święty zstąpi na Ciebie.

Moi drodzy, nieraz widzę sam po sobie, że najczęściej modlę się do Ducha Świętego w sytuacjach, w których ma On ograniczone, wyznaczone przeze mnie pole do działania – na studiach modliłem się o dobre zdanie egzaminu, jeszcze wcześniej, w szkole, dołączałem naiwną prośbę, żeby nie wykryto mojej ściągi na sprawdzianie, a teraz, jako ksiądz, przyzywam Ducha Świętego przeważnie wtedy, kiedy doskonale wiem (a raczej wydaje mi się, że wiem), co mam robić – jest jakieś zadanie do wykonania – jakaś spowiedź, jakieś kazanie, jakaś rozmowa – więc proszę Ducha Świętego, by mi towarzyszył, by natchnął, by pokazał swoją moc.
I jakże często czułem się tym działaniem Ducha zawiedziony! Ile razy mówiłem sobie pod nosem: No dobra, tym razem jakoś nie czułem, że ze mną byłeś, no ale wiem jak jest, „Duch wieje kędy chce”, więc nie narzekam.

A znowu w drugą stronę – bywają chwile, kiedy totalnie nie wiem, co mam zrobić. Albo w moje życie wchodzi jakiś chaos, albo nieraz sytuacja innych ludzi jest tak zagmatwana, że nie wiem, co mam na to poradzić. I wtedy, w tym momencie, kiedy czuję się najbardziej bezradny, najbardziej zagubiony, wtedy czuję to znajome uderzenie Ducha Świętego. To nie jest żadne fizyczne odczucie (choć nieraz i tak bywa), ile raczej pewność: On tutaj jest. Czuję to. Mówi przeze mnie. Dotyka mnie.

Właśnie w momencie zagubienia, bezradności i dezorientacji Maryja rozpoznaje zamiar Ducha Świętego i wypowiada te ważne słowa: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego. I stało się. Chrystus począł się w Jej łonie. Jej zgoda na przyjęcie Ducha Świętego otworzyła najważniejszy rozdział historii zbawienia.

Ta szybka zgoda Maryi, Jej pełna otwartość i dyspozycyjność względem Boga mówi nam, że jeśli chcemy podążać Jej szlakiem, nie może być miejsca na połowiczność. Przypomina mi się kultowa gra komputerowa Assasin’s Creed [czyt. asasyns krid], w której główny bohater, aby stać się w pełni członkiem swojego bractwa, musi wykonać „skok wiary” polegający na tym, że z naprawdę dużej wysokości skacze się w mały stóg siana. Nawet patrząc
w ekran telewizora czy peceta, możemy poczuć ciary na plecach podczas tego skoku. My też, bez takiego „skoku wiary”, bez dania z siebie wszystkiego na tej pielgrzymce, nie staniemy się w pełni autentycznym sobą.

Kilka słów na koniec. Pielgrzymka i wszystko co jej towarzyszy – każdy uśmiech, każdy miły gest, każda łza wzruszenia, każdy bolący pęcherz – są na pewno niezwykle ważne i życzę Tobie, drogi Pielgrzymie, byś to wszystko przez kolejne dni przeżył lub przeżyła. Ale jednocześnie proszę – nie zapominaj o swoim wnętrzu. Pilnuj swojego serca tak jak Maryja, bo tam dokona się spotkanie z Duchem Świętym, Pocieszycielem i Obrońcą, którego posyła nam Ojciec. Poza chwilami z przyjaciółmi znajdź też chwilę na szczerą modlitwę, na rozmowę z Bogiem. Przez kolejne dni będziemy odkrywać nowe sposoby działania Ducha Świętego w naszym życiu – staraj się zobaczyć, że On już jest w Twoim życiu od początku, że działa w Tobie i czeka, aż odkryjesz Go na nowo.

 

AUTOR KONFERENCJI PPAG 2018 OBDAROWANI: KS. MACIEJ JASIŃSKI